Znam szereg ludzi, którzy w żadnej sprawie, co to same z siebie zahaczają o nich jakby mimochodem, nie zabierają głosu. Mają swoje zdanie, ale postanawiają je zachować dla siebie. Wcale nie dlatego, by nie opowiadać się po żadnej ze stron, ale dlatego, by w razie, gdy szala czyichś racji przechyla się raz tak, raz tak, nigdy nie stać na pozycji "przegranej" i nie musieć być potem człowiekiem z przyklejoną etykietą pokonanego. Nie są ani z prawej, ani z lewej, ani nawet w środku. Są zawsze z boku. Poza nawiasem.
Muszę przyznać, że bardzo to wygodna pozycja w życiu. Wielka też umiejętność nieangażowania się i emocjonalnego nieprzeżywania tego i owego - od spraw małych po duże. Daje poczucie bezpieczeństwa i względnego spokoju. Przecież świat i otoczenie przyzwyczai się w końcu, by tych ludzi o zdanie nie pytać, bo nawet mrugnięciem oka nie zdradzą swoich zapatrywań. A że obok wszystkiego przechodzą bez emocji, toteż szybko przystosowują się do nowego ładu i porządku zaprowadzonego na dłużej czy krócej przez opcję zwyciężonego stanowiska. Zasiedzieli się w swoich norach, bo inaczej nie można nazwać tych kryjówek, w których znajdują schronienie przed życiem i myślą, że umościli sobie wygodne legowisko. Drwią z tych, którzy walczą z wszelkimi przeciwnościami i nazywają ich ludźmi z La Manchy. Ale nie mają mądrości wiernego giermka, a tylko lenistwo, wygodnictwo i własną filozofię oglądania świata i targających nim zdarzeń, jak w kinematografie braci Lumiere.
Zapytani najprościej o najbardziej błahą rzecz milczą uparcie. Albo zasłaniają się głupkowatą odpowiedzią jak parawanem i na tym budują swoją "mądrość", którą potem wykorzystują lub nie. W zależności, od okoliczności. Nie podejmują też żadnych działań, bo te przecież jeszcze bardziej niż słowa świadczą o zajętym stanowisku. Bo ludzie, których znam szereg, a których mam na myśli, najbardziej ze wszystkiego lubią leżeć na swych zapyziałych barłogach w niewietrzonych norach i myśleć, że to jest wszystko, czego im i innym w życiu do szczęścia potrzeba.
I jeśli tylko jakakolwiek najmniejsza "klęska" dotknie ich norę i zapyziałe legowisko podnoszą lament "olaboga!!!" tak wielki i występują z pretensjami do całego świata, że dopuścił, by dokonała im się najmniejsza krzywda. A oni przecież nie wadzą nikomu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz