Zawsze po Świętach rozpoczyna się okres remanentów w sklepach. Wiem, bo niektóre z moich dzieci mają imieniny i urodziny w tym okresie i w prezenty dla nich muszę zaopatrywać się przed Świętami. Najpierw szaleństwo, a zaraz potem jedna wielka posucha w handlu. Chronicznie nie lubię tego czasu.
Dzisiejszy niecodzienny remanent był oczekiwany i pożądany. Doktor dokonał kontroli stanu zrośnięcia się odłamanego fragmentu kości u Dużej Małej Dziewczynki. Sprawdził też stan przyczepu ścięgien do kolca biodrowego górnego, zinwentaryzował zwapnienie w okolicy krętarza wielkiego i spisał protokół pokontrolny.
To ci dopiero inwentaryzacja!!!
Najważniejsze jest to, że Duża Mała Dziewczynka może chodzić i nie trzeba już koło niej chodzić! A był to bardzo trudny czas. Moja cierpliwość wystawiona była na wielką próbę...
Skoro już wyszliśmy z Dużą Małą Dziewczynką z domu po raz pierwszy od pięciu tygodni, przed wizytą u lekarza udaliśmy się do wydziału paszportowego, by "złożyć dokumenty o wydanie dokumentów paszportowych". Jednak w momencie, w którym mieliśmy wyruszyć na wyprawę paszportowo-lekarską Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem sprawując władzę w domu, przerzucił pilotem dekodera na trwający właśnie film "Jumanji" (Dżumandżi - i przy takiej pisowni pozostanę). Jak wiadomo, fabuła gry wciągnęła głównego bohatera filmu na 26 lat do Dżumandżi. Cóż dopiero film zrobił z Mężczyzną, Który Kiedyś Był Chłopcem? Nie mogąc się oderwać od cudzej przygody, Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem wyliczył, że wystarczy wyjść z domu jak najpóźniej, by załatwić w urzędzie sprawę złożenia dokumentów o wydanie dokumentów paszportowych i do tego zdążyć na wyznaczoną godzinę do lekarza. Niestety, od momentu opóźnionego wyjścia z domu wszystko układało nam się jak w Dżumandżi. Najpierw nie było fotografa na miejscu i trzeba było przemieścić się do najbliższego zakładu fotograficznego (Duża Mała Dziewczynka o kulach!). Potem kolejkę w wydziale paszportowym do granic niemożliwości oczekiwania wydłużyła rodzina z pięcioma córkami, dla których (wszystkich) składano dokumenty o wydanie dokumentów paszportowych... Po rodzinie z pięcioma córkami jeszcze jeden pan przed nami i w końcu my. Gdy już siedzieliśmy przy okienku jako petenci w trakcie składania dokumentów o wydanie dokumentów paszportowych, okazało się, że nie wzięliśmy z domu aktu urodzenia Dużej Małej Dziewczynki, a bardzo miłej pani urzędniczce nie do końca zgadzały się dane podane przeze mnie w formularzu, z danymi, które pokazał jej system. Na szczęście pani urzędniczka była naprawdę bardzo miła i w ramach wyjątku spowodowanego widomym upośledzeniem narządu ruchu Dużej Małej Dziewczynki, zgodziła się, by jednoosobowo jeden z rodziców doniósł jutro z samego rana ten akt urodzenia...
I do lekarza, po uprzednim zawiadomieniu telefonicznym, dotarliśmy spóźnieni.
No, może nie do końca było tak strasznie jak w Dżumandżi, ale ja bardzo nie lubię spóźniać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz