MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 4 grudnia 2012

Potrzeba światła dotkliwa jak głód

Góry swoim pięknem przyciągają. Ich nieprzystępność kusi. Są również wyzwaniem dla człowieka - wyzywają, by się z nimi zmierzyć. Stając naprzeciwko góry, człowiek staje do walki przede wszystkim ze swoją słabością. Jest w tym jakiś magnetyzm, którego nie da się wyrazić, o którym nie da się ot tak, opowiedzieć. Człowiek gnany dziwnym niepokojem pokonuje wreszcie wszystko, co w nim małe i słabe, pielęgnując jednoczesną kruchość i moc swojego serca. Kiedy staje się na szczycie i złapie się wiatr wiejący znikąd donikąd, ma się pewność, że ten trud był potrzebny właśnie dla wrażenia oddania się siłom natury, które wysoko ponad poziomem morza zdają się przenikać wprost ze wszechświata. Zmęczenie przemieszane z radością - smak zwycięstwa - pozwalają myślom krążyć inaczej. To sprawa wytwarzających się w mózgu endorfin, ale przecież nie musimy o tym wiedzieć. A nawet znając ten medyczny fakt, nie przeszkadza nam to, wręcz ułatwia, medytację. Takie święte rozmyślanie jest nieodzownym elementem moich wspinaczek i mojego zdobywania świata. Mówią: z góry lepiej widać. Ja dodam: na górze lepiej słychać, czuć, dotyk jest wyraźniejszy i smak zdecydowanie bardziej wysublimowany. Tak więc będąc na górze, na szczycie, można zobaczyć to, co na co dzień przechodzi niezauważalne. Tam odbija się echo rozmów i zdarzeń, które minęły, a nie powinny były przejść i się skończyć tak jak się skończyły. Można przemyśleć to i owo i wrócić do nierozwiązanych problemów - dobre rozwiązanie przywiał wiatr wiejący znikąd donikąd. Na szczycie góry czuć zapach walki z niemocą i zniechęceniem, który przeszedł w zapach zwycięstwa. Kiedy stojąc na szczycie rozciągnie się ramiona, rodzi się wrażenie, jakby cały świat się w nich trzymało, samemu będąc równocześnie ogarniętym przez nieogarnioną i wiecznie niezaspokojoną potrzebę bliskości z siłą, która tam, na szczycie jest jakby bliżej, bardziej i mocniej. No i ten słony smak potu, który jest przyprawą hartu ducha i ciała, wyrabia na zawsze potrzebę przyprawiania życia w trud prowadzący do błogostanu spowodowanego przezwyciężeniem słabości i pokonaniem siebie.

Piękno i estetyka, smak zwycięstwa magnetyzują i każą znów wrócić na szlak. Bo tam jest uzdrowienie. Bo tam jest światło, którego głód gna człowieka wciąż do góry. Na szczyt.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz