Wczoraj rano, zaledwie wstałam, wzięłam do ręki książkę Terzaniego. Miałam tylko rzucić okiem i... nie mogłam się od niej oderwać.
Mówiłam kiedyś, że moje myśli swędzą. Gdy się czyta takie słowa, jakie zapisał Terzani, swędzą jeszcze bardziej. Słowa wylewają się z opasłego tomiska podczas gdy ja nie mogę utrzymać książki w ręku od jej ciężaru. Każde z nich jest obietnicą jeszcze większej głębi, niż ta, która właśnie pochłania. I znika się bez reszty pomiędzy wydarzeniami układającymi się w zdania i całe opowieści. Wysypka myśli staje się bolesna. Kiedyś miałam na skórze wysypkę niewiadomego pochodzenia. Wyrosły mi guzowate bąble, które stworzyły powrozy na całej długości moich kończyn, korpusu i szyi. Kiedy lek przestawał działać, pojawiało się swędzenie, które natychmiast przechodziło w straszliwy ból. Wszystko doprowadzało do szaleństwa. Potem, przez lata, kiedy tylko cośkolwiek mnie zaswędziało, od razu wpadałam w panikę i lęk przed tym niemożliwym do zniesienia świerzbem, który bolał.
Tak bywa z myślami i słowami. Moje ciało zdaje się być oddzielone wtedy od duszy (i wcale nie odwrotnie). Kiedy przeczytałam książkę Kapuścińskiego przez wiele lat nie mogłam wziąć do ręki niczego, co wzbudziłoby moje zainteresowanie.
A teraz pan Tiziano zachęca:
"Śpiesz się, bo sądzę, że zostało mi niewiele czasu. Zrób wszystko, co masz do zrobienia, a ja postaram się pożyć jeszcze trochę, choćby po to, by zrealizować ten pomysł, o ile się nań zgodzisz".A potem mówi: Koniec jest moim początkiem.* A ja nie wiem, do kogo on to mówi. No może do mnie?
* Książka Tiziano Terzaniego pod tym tytułem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz