Poinformowany o przykrym incydencie wychowawca zarządził zbiórkę klasy i wyznaczył limit czasu, w którym osoba winna wyrzucenia kamieni przez okno powinna zgłosić się do niego. Nie wiem, jakie były oczekiwania wychowawcy, bo zazwyczaj w takiej sytuacji trudno jest liczyć na tak wielką dozę odpowiedzialności ze strony młodzieży i trzeba być bardzo ostrożnym w wyznaczaniu konsekwencji, gdyby np. winny się nie zgłosił. Wiem to z własnego wieloletniego doświadczenia. Trudno mi wypowiadać się za doświadczenie wychowawcy, w tym wypadku młodej osoby.
Okazało się, że winny zgłosił się natychmiast, aczkolwiek nie w obecności całej klasy. Uważny czytelnik, w dodatku znający się na psychologii młodego człowieka już wie, kto był winowajcą. Tak, to ów młodzian o wiele poziomów przewyższający inteligencją emocjonalną, dojrzałością i postawą społeczną swoich rówieśników.
Ale też uważny czytelnik mocno się teraz zastanawia, albo też zastanawiać powinien, dlaczego ów młodzian, który zyskał sobie w naszych oczach taką wzorową opinię i zasłużył na tyle pochlebstw postąpił tak, jak postąpił? Otóż i dla nas jest to równie wielką zagadką. Najtęższe umysły pedagogiczne do dzisiaj nie rozkminiły podobnych przypadków i pewnie dlatego dziedziny nauki, jakimi są pedagogika i psychologia nie przeżywają stagnacji, a wciąż żyją życiem młodych ludzi podlegających procesom nauczania i wychowania.
Otóż młodzian ów, który góruje nad rówieśnikami, nazwijmy to, w ogólnym rozwoju, stał się obiektem niewinnego dowcipu kolegów. Podczas wyprawy w góry, która nie jest łatwą wyprawą, te młode bęcwały (używam w tym momencie słownictwa zaczerpniętego z Makuszyńskiego) wsadziły naszemu bohaterowi do plecaka trzy ciężkie kamienie. Jak to się stało, że młodzian nasz nie spostrzegł po postoju, że plecak jest cięższy, niech się mnie czytelnik nie pyta, bo nie było mnie przy tym. Być może gdybym była, poczyniłabym jakieś obserwacje, ale czasu się cofnąć nie da. Założył plecak na plecy i poszedł dalej.
Najprawdopodobniej po powrocie z wyprawy w góry i przez całe popołudnie i wieczór nie miał czasu ani potrzeby zajrzeć do plecaka i dopiero rano, podczas pakowania i sprzątania dokonał odkrycia. Dlaczego nie wyniósł kamieni od razu na pole? Tego też nikt z nas nie wie. Sam nie potrafił udzielić sensownej odpowiedzi. Zamiast pozbycia się kamieni, położył je pod swoim łóżkiem i być może planował je wynieść, gdy będą opuszczać Stanicę. Tymczasem Młody Człowiek nadchodził instruować w sprawie sprzątania, co dało się słyszeć, gdyż ten nie porusza się cichcem. I co wpadło naszemu dojrzałemu ponad wiek bohaterowi do głowy? Jako ekspert od spraw regulaminowych zdawał sobie sprawę, że choć nie groziły za to żadne konsekwencje, nie wolno było wnosić kamieni do Stanicy, chcąc więc pozbyć się dowodu nie swojej zbrodni, w pierwszym odruchu zaczął wyrzucać kamienie przez okno. Pod oknem, jak wiemy, stał samochód Młodego Człowieka i opowieść nam się zamknęła.
Wychowawca nakazał zgłosić się jeszcze dowcipnisiowi, ewentualnie grupie dowcipnisiów, którzy uraczyli owego młodziana ciężarem na drogę, ale ci nie mieli już takiej odwagi cywilnej, czym udowodnili, że nasz bohater góruje nad nimi dojrzałością i odpowiedzialnością.
No właśnie, tylko do jakiego stopnia?
Młody Człowiek skonkludował, że od dawna nikt nie zrobił tak niewinnego kawału, jak „nasi” chłopcy. Bo przecież dzisiejsza młodzież kręci filmy za pomocą telefonów komórkowych i zamieszcza je na portalach internetowych, w skrajnych przypadkach doprowadzając rówieśników do aktów samobójczych, tymczasem żart był tak z pozoru i niewinny, a doprowadzić mógł do wielkiej tragedii. Bywa, że w tym miejscu, w którym stał samochód, stoimy my i rozmawiamy przez telefon, bo wewnątrz budynku nie ma zasięgu. Mógł tam stać ktokolwiek – wszak dom był wtedy pełen ludzi. Kamienie, zamiast powgniatać i porysować blachę samochodu mogły zabić człowieka…
- Książkowy przypadek… - powiedział Młody Człowiek i zamyślił się nad swoją karierą pedagogiczną.
P.S.
Aby wynagrodzić koledze trud, którego mu dołożono, zaproponowałam całej klasie, by w najbliższym czasie raz jeszcze wybrała się na wycieczkę i wtedy, by każdy zapakował, tym razem do własnego plecaka, podobny ciężar w kamieniach...
P.S.
Aby wynagrodzić koledze trud, którego mu dołożono, zaproponowałam całej klasie, by w najbliższym czasie raz jeszcze wybrała się na wycieczkę i wtedy, by każdy zapakował, tym razem do własnego plecaka, podobny ciężar w kamieniach...
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz