Czerwce i lipce niosą wrześniowe brzemię, jego słodką obietnicę. A więc, Ona też żyła w takiej ciemności, która wraz z całkowitym zawierzeniem oddalała, miast przybliżać do światła... Znam tę ciemność. Wyzwala ją pragnienie ponad ludzką wytrzymałość. Wypełnia pustka, którą brukuje nienasycenie. A wszystko prowadzi do niespełnienia. Bo jak mogę czuć się spełniona, kiedy jestem w takiej przerażającej ciemności? Brnę po omacku z wyciągniętymi do przodu rękami. I kiedy przez przypadek dotknę innego serca, okazuje się ono kawałkiem zimnego mięsa w bezmiarze owego palącego pragnienia.
Czy zawiodłam się znowu, dotykając tego przypadkowego serca, wetkniętego między ciało, a niemą i ślepą duszę? Przecież nic nie może bardziej zawieść, niż brak nadziei na wyjście z tej ciemności. Niż brak Światła. Ona też żyła w takiej ciemności... choć z pozoru wszystkim wydawało się inaczej. Ale to nie jest pocieszenie! To, że Ona nie widziała Światła, jest największym zawodem, jaki mógł mnie spotkać w mojej ciemności. Bo przecież Ona była prawdziwie świętą, a ja nawet nie wiem, czy mam choćby zadatki na jakąkolwiek.
Coraz wyraźniej czuję, że towarzysząca mi ciemność zaległa na moich ustach i płucach, niczym gęsta mgła. Jest tak samo wilgotna. I powoduje odkaszliwanie. Może się nawet uduszę. Bo moja osobista ciemność jest także brakiem oddechu.
A więc, Ona też żyła w takiej ciemności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz