Jadą goście jadą
koło mego sadu
do mnie nie przyjadą
bo ja tam nie mieszkam...
Jak mieć gości, to mieć gości. Nie żeby tam jakiegoś jednego, marnego gosteczka.
Duża Mała Dziewczynka postanowiła włączyć się do szkolnej, międzynarodowej wymiany uczniów i przyjąć do swojego pokoju na jeden tydzień roku szkolnego koleżankę z Niemiec. Wszyscy lubimy gości, ucieszyliśmy się więc. Ponieważ plany wymiany przedstawiono nam w bardzo odległym czasie, bo w ostatnim tygodniu nauki szkolnej, nikt nie zastanawiał się, co też będziemy robić w drugim tygodniu września. Dopiero całkiem niedawno doszło do naszej zbiorowej, rodzinnej świadomości, że właśnie w weekend, w który przyjeżdża młodzież na wymianę - może to przerażająco brzmi, więc będę posługiwała się liczbą pojedynczą, wszak do nas trafi tylko jedna osoba - odbywa się wesele w rodzinie. Na wesele ściągnie cała rodzina z dalsza i z bliższa. I sporo osób z rodziny, która ściągnie z dalsza i z bliższa, jest zainteresowanych spotkaniem z nami. Ba! Pobytem u nas! Spotkanie i pobyt, nie licząc tego na weselu, może się odbyć w niedzielę zaledwie.
Tak więc nawiedzą nas:
- Mała Duża Córeczka z Tatą Plotkiem i trójką całkiem małych dzieci :)))
- siostra ze szwagrem i trójką niewiele większych dzieci :)))
- dojedzie Synek :)))
- będziemy my i dwa nasze koty :)))
- no i młodzież z wymiany młodzieży z Niemiec - 1 dziewczynka :)))
I tak całą niedzielę w naszym mieszkaniu :))). No, chyba, że będzie ładna pogoda, o co pokornie trza nam się modlić i pojedziemy w pole na grilla. Wtedy motto z góry spełni się jak nic.
Szkoła - organizator wymiany młodzieży - zwróciła się z pisemną prośbą do rodzin przyjmujących dzieci z wymiany, by w miarę możliwości umożliwić młodzieży uczestniczenie w życiu rodziny.
Mówisz?! Masz!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz