Minione dni pogrążyły się w płaczu. Za to, kiedy deszcz ustał, ziemia wstała inna. Ktoś lub coś zabarwiło lasy na żółto, złoto, czerwono i brązowo. Najpierw nie warto było wyglądać przez okno, bo zza zasłony deszczu i tak nic nie było widać, a kiedy ostatnie mgły dzisiejszego dnia opadły, świat ukazał się odmieniony. No i jak tu nie cieszyć się z deszczu, który potrzebny był do rozcieńczenia barw lata? I dlaczego w żadnej szkole świata nie uczą, że zieleń zmieszana z pierwszym jesiennym deszczem, mgłami i chylącym się słońcem daje kolor żółty, pomarańczowy, rudy, złoty, brązowy i czerwony?
- Czy słońce ma kolor pomarańczowy? - zapytała dziewczyna.
Zapytałabym, czy polskie niebo ma kolor lazurowy. Ale nie było co pytać, bo przecież oczy nie mylą. Lazurowe niebo w godzinach południowych z zawieszonym na nim bardzo złotym słońcem. Złotym w dzień, pod wieczór przybierającym najpierw barwy mocno żółtej, potem pomarańczowej, w końcu czerwonej.
- Tak, w odpowiedniej godzinie słońce ma kolor pomarańczowy, a niebo lazurowy - powiedziałam w duchu.
Wtedy zieleń jest kolorem przygnębienia, a nie, jak zawsze - nadziei.
Niektórych ludzi śmieszy, gdy mówisz im, że coś dla ciebie znaczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz