Pokolorowałam myśli w tym samym odcieniu, co włosy. Mają czekoladowy zapach. Delikatną chmurą unoszą się wraz z wonią po całej okolicy, w której się pojawiam.
Podczas trudu i bólu przeżywanych wędrówek, które dla mnie zawsze wiodą po górzystym terenie, ktoś ważny powiedział:
- Ludzkie doświadczenia są powtarzalne, co nie neguje ich oryginalności.
A ja właśnie nabiłam sinego guza na nodze. Bardzo boli, ale może przez odczuwanie tego fizycznego bólu, przestanie boleć wielka rana w duszy?
W każdej czasoprzestrzeni ktoś będzie żył, jak we śnie. Na jawie i we śnie. To nie kilkadziesiąt lat. To cała wieczność, bez początku i bez końca. I nie może być tak, że jest ona pusta. Musi być, albo nie być. Jeżeli jest, musi być wypełniona po brzegi. Choć bez początku i bez końca nie można jej ani zmierzyć, ani przemierzyć. Można ją tylko wypełnić. Pragnieniem, które nie spala, ale pozwala płonąć gorącym ogniem. Głodem, który przy każdej próbie zaspokojenia prowadzi do jeszcze większego apetytu. W końcu spełnieniem, bo spełnienie najlepiej wypełnia wieczność.
Spadł śnieg, który nie pasuje do kartki z kalendarza. Czas zawarty w terminarzu dni, miesięcy i całego roku też jest w odcieniu moich myśli i włosów i pachnie czekoladą. Biały śnieg na zrudziałych liściach wygląda jak spieniona śmietanka na powierzchni brązowej, aromatycznej cieczy. Góry, jak filiżanki parującego płynu, dymią mgłami. Pomiędzy przedziera się rzeka i niecierpliwie drążąc czas, wybiega na spotkanie myślom czekoladowym.
W bezmiarze swojego smutku i przygnębienia utonął człowiek, gdy sięgnął po kolejny kieliszek goryczy. Chwilę było go widać na powierzchni, jak łapał ostatni haust powietrza, ale nawet się nie bronił. Chciał utonąć i nie chwycił podanej dłoni. Z pogodną twarzą, jak bohater, poszedł na dno. Płakałam kiedyś nad jego nieszczęściem, ale sam otarł moje łzy. Powiedział: - To boli tylko chwilę. Życie boli dłużej.
Kobieta boi się ośmieszenia, więc żyje wyobrażając sobie, że koryto rzeki nie jej nałogu jest naturalnym środowiskiem dla niej i jej dzieci.
Każdy ma swoje uzależnienie i dno swojego nałogu. Na szczycie, jeszcze wyżej ponad lasem, powiewa chorągiewka na dowód, że ktoś się wspiął na szczyt. U podnóża góry, nad rzeką, rozpięty most łączy dwie krainy. To w tym miejscu w bezmiarze swojego smutku i przygnębienia utonął człowiek, z pogodną twarzą idąc na dno. Czy mam krzyczeć na ratunek, skoro odmówił pomocy, czy iść w kierunku szczytu, bo ktoś już przetarł szlak ścieżki zakopanej w śniegu?
Posiedzę czas jakiś z wyciągniętą dłonią, zawołam pomocy. Mam całą wieczność bez początku i bez końca. Muszę ją przecież wypełnić. Ona ma być, albo nie być.
Może myślą, tą czekoladową, mową, albo uczynkiem sprawię, że dno będzie punktem kolejnego wyjścia?
Pamiętaj, o czym napisałam: albo jest, albo jej nie ma. To tak, jak z człowiekiem. Mnie też może nie być. Bo wszystko jest albo bytem, albo niebytem. Wyobraź sobie świat beze mnie. Mój świat bez ciebie będzie niebytem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz