MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 6 października 2012

Krzychu

A otóż i macie wszystko.
Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof
i jeszcze ciało - to tak niewiele.

RODZICOM zatytułował Krzysztof Kamil Baczyński wiersz zaczynający się od tej strofy.
Ta strofa widnieje na tablicy płyty nagrobnej Mojego Brata. Zamieścili ją RODZICE. Za kilka dni minie kolejna smutna rocznica. Tym smutniejsza, że płyta przykrywa także trumny z ciałami RODZICÓW.
Mój Brat... jak on mi potrafił dokuczać?! Jak on się potrafił ze mną wygłupiać?! Jak on potrafił się ze mną śmiać?! Jak niewyobrażalnym cierpieniem i bólem okryło się życie Mojej Mamy po tej stracie?!

I po kolana brodząc w blasku,
ja miałem jak święty przenosić Pana (...)

Myślałaś, matko: "On uniesie,
on nazwie, co boli, wytłumaczy,
podźwignie, co upadło we mnie, kwiecie
- mówiłaś - rozkwitaj ogniem znaczeń".(...)

Oj! Wytłumaczył, co boli. Jak bardzo wytłumaczył! I matce, i ojcu, i nam - swoim siostrom.

(...) Nie umiem, matko, nazwać, nazbyt boli,

Tak bardzo go bolało... tak bardzo nie radził sobie z nazwaniem tego, co boli, z nazwaniem życia; czuł tylko, że:

nazbyt mocno śmierć uderza zewsząd. 
Miłość, matko - już nie wiem, czy jest. (...)


Miłość - cóż zrodzi - nienawiść, struny łez. (...)

Ojcze, (...)
po nocach ciemno - walczę, wiary więdną.
Ojcze - jak tobie - prócz wolności może i dzieło,
może i wszystko jedno.

Dzień czy noc - matko, ojcze - jeszcze ustoję
(...) ja żołnierz, poeta, czasu kurz.
Pójdę dalej - to od was mam: śmierci się nie boję,
dalej niosąc naręcza pragnień jak spalonych róż.


Jedna czerwona róża zawsze leży na płycie nagrobnej Mojego Brata. Choć wcale nie wiedziałam o naręczach pragnień jak spalonych róż...

Jakże prawdziwy jest ten wiersz w odniesieniu do tragicznego życia i tragicznej śmierci Mojego Brata?! 
Wybrał Życie. A może Życie wybrało jego? Czuł, jak jego imiennik, że:

(...) nozdrza rozdęte z daleka Boga wietrzą (...)

W jesiennym liści szeleście unosi się wspomnienie Mojego Brata. W dziewiątym dniu października, kiedy nitki babiego lata oplatały świat, a słońce nisko nad ziemią snuło swoje światło, prawdziwe Światło rozwarło bramy i zaprosiło Mojego Brata do Swojego blasku. 
I dlatego nie mogę wiedzieć, jaki byłby dzisiaj, z czego by się śmiał, jak by mi dokuczał, bo jego obraz utkwił w 1988 roku. Właśnie minęło drugie tyle lat ile miałam wtedy...
A ja zdążam moją drogą, choć czasami zdaje mi się, że jestem przytwierdzona jak ten liść do drzewa i oczekuję na swój taniec wolności.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz