MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 10 grudnia 2010

Zastępstwa z Panią z Biblioteki Szkolnej (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)

Niekiedy zdarzało się, ale bardzo rzadko, że Nasza Pani, albo w późniejszych latach Pani Od Przyrody, czy Pani Od Historii, nie mogły przyjść do nas na lekcje i wtedy przychodziła Pani z Biblioteki Szkolnej. Wchodziła powłóczystym krokiem, wnosząc atmosferę nowej przygody w świecie wyobraźni. Każde jej wejście było spełnieniem obietnicy danej poprzednio, że następnym razem będzie jeszcze ciekawiej. Pod pachą miała książkę oprawioną w szarą papierową oprawkę - jak wszystkie książki we wszystkich bibliotekach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką. Najpierw rozpoczynała z nami rozmowę. Pytała o wszystko. O prace jakie robiliśmy na plastyce i technice. O spacery jakie ostatnio odbyliśmy. O przygotowania do Świąt, jeśli się akurat zbliżały. Po czym, nie wiadomo kiedy, otwierała przyniesioną książkę, tłumacząc nieśmiało, że wpadła jej ostatnio w ręce, a że dawno jej nie widziała, to zapomniała jak ciekawą jest i godną polecenia dla nas konkretnie, takich mądrych dzieci. I rozpoczynała czytanie. Początkowo trzeba było tego i owego uciszyć, zwłaszcza jeśli chodziło o chłopców, ale Pani z Biblioteki Szkolnej robiła to bez słowa, nie przerywając czytania. Unosiła tylko głowę i z dezaprobatą patrzyła na delikwenta. Nim przeszła do czytania drugiej strony wszyscy już zatopieni byli we własnym odczuwaniu treści. Jej głos niósł się jak modlitwa. I zawsze, ale to dosłownie zawsze, nim doszło do zakończenia ciekawej przygody opisywanej na stronach książki, dzwonek swym natrętnym dźwiękiem, przerywał ten niesamowity spektakl. Pani z Biblioteki Szkolnej zamykała książkę ze słowami: "No, oczywiście, gdybyście chcieli się dowiedzieć co było dalej, to są jeszcze w bibliotece ze dwa, może trzy egzemplarze..." I wychodziła, zapowiadając, że na pewno zdarzy się jeszcze tak, że wróci. Nigdy nie wracała z tą samą książką. Nie musiała, bo nim doszło do kolejnego zastępstwa, cała Nasza Klasa już dawno przeczytała ową książkę.
Był też zwyczaj, by wracając z lekcji religii, które odbywały się w domu katechetycznym znajdującym się przy Bocznym Wejściu do Kościoła, wstępować do jedynej w Moim Mieście Księgarni. Obok był sklep papierniczy, ale on nie budził aż tak wielkiego zainteresowania z Naszej strony. Natomiast Księgarnia była miejscem niemal świętym, do którego każdego tygodnia pielgrzymowaliśmy. Najpierw oglądało się wystawę z zewnątrz. Zawsze znajdowały się na niej nowości wydawnicze, bądź inne pozycje przeznaczone dla dzieci. Choć książki w czasach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką nie były kolorowe, jeśli posiadały obrazki, to były to raczej czarno-białe rysunki, to jednak zawsze zajmowały najwyższy stopień w stopniowaniu Naszych pragnień. Mój Ojciec, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcią, podobno w czasach swoich chłopięcych lat wszystkie dostępne pieniądze, a panowała przecież bieda, przeznaczał na zakup książek. W Naszym Domu Książek nigdy nie brakowało. Mogło brakować pieniędzy, ale nie Książek. Książek czytanych przez Dorosłych dla własnej przyjemności. Książek czytanych przez Dorosłych Nam, Dzieciom. Książek czytanych przez Nas, dla siebie samych. No i Książek czytanych przez Moją Starszą Siostrę wszystkim Dzieciom w Domu Mojej Najwcześniejszej Koleżanki, w czasie kiedy Moja Starsza Siostra nie potrafiła czytać, ale tak doskonale udawała, że nikt się tego nawet nie domyślał.
Często uczestniczyłam też w spotkaniach autorskich z autorami książek dla dzieci, które odbywały się w bibliotece, w której pracowała Moja Mama. Pamiętam te emocje rozpalające twarz, kiedy się miało na wyciągnięcie ręki taką mądrą osobę. No bo przecież osoba pisząca Książki, musi być arcymądrą osobą!
Zaś w czasie Kiedy Przestałam Być Małą Dziewczynką, a nawet jeszcze później, kiedy już Byłam Mamą, doświadczałam we śnie mocno nierealnego doznania, jak to w snach bywa. Nagle z moich myśli zaczynała wypływać opowieść, która lawiną rozlewającą się wszędzie, gnającą z siłą wodospadu, wylewała się z mojej głowy, z każdej mojej cząstki, ze mnie całej, że rozum pracujący w normie nie funkcjonuje na takich obrotach, słowa w rzeczywistości nie są w stanie tak szybko się tworzyć, myśli normalnie nie nadążają za taką estakadą treści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz