MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 9 grudnia 2010

Dziadek i Tańcia (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)

                                                             Rodzice Mojego Ojca

Mój Ojciec przyszedł na świat jako dziecko z kolejnego małżeństwa jego Mamy, która Nie Zdążyła Być Naszą Babcią. Mama Mojego Ojca była wdową z trzema córkami. Po śmierci Dziadka zdobyłam wiedzę na temat Mamy Mojego Ojca. Mój Ojciec, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcia, nigdy nie opowiadał o swojej rodzinie. Był Dziadek, który był Ojcem Mojego Ojca i tyle. Mama Mojego Ojca nie żyła od czasu, gdy Mój Ojciec miał 17 lat. Ze Swoimi Przyrodnimi Siostrami Mój Ojciec raczej nie utrzymywał kontaktu. Jeżeli już, to one przyjeżdżały do Naszego Domu, ale bardzo rzadko. Tak więc, dowiedziałam się, że pierwszym mężem Mamy Mojego Ojca był wynalazca. Mój Ojciec, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcia, odkąd pamiętam opowiadał jedynie, że otruli go koledzy dla zwiększenia swoich zysków z jakiegoś wynalazku. W dokumentach znalezionych w Domu Dziadka znajdowały się liczne patenty z Urzędu Patentowego. Znajdowały się również listy, pisane ręcznie z niezwykłą sztuką kaligrafii, Mamy Mojego Ojca do jej Pierwszego Męża i jego do niej z czasów, gdy był w okopach pierwszej wojny światowej. Wzruszając była ich treść. Wtedy myślałam i do dzisiaj myślę, że Mama Mojego Ojca popełniła mezalians wychodząc za mąż za mężczyznę, który stał się Ojcem Mojego Ojca. Ale przed drugą wojną światową była wdową z trójką małych dzieci - nie miała innego wyjścia. Dziadek był niewykwalifikowanym robotnikiem budowlanym. Był niezwykle niskim człowiekiem. Pamiętam go raczej jako gościa w Naszym Domu niż mieszkańca jego własnego domu. Jego Dom wypełniała swoją osobą Weronka, więc Dziadek był tam dla mnie zawsze niezauważalny. Kiedy przychodził w odwiedziny po wymienieniu wszystkich nowinek zazwyczaj drzemał na krześle i tylko głośniejsze chrapnięcie wyrywało go z tej drzemki. Nie zdarzyło się aby Dziadek przyszedł do Nas kiedykolwiek z pustą ręką. Zawsze przynosił słodycze. Nigdy nie kupił Nam żadnego prezentu, żadnej zabawki, za to zawsze przynosił słodycze, często zostawiał kieszonkowe. I tylko po rodzaju przyniesionych słodyczy rozpoznać można było jak daleko jeszcze do emerytury. Bo zaraz po otrzymaniu przekazu pieniężnego z emeryturą przynosił całą torebkę pralinek czekoladowych. Nigdy nie były to żadne wykwintne czekoladki, zawsze te same pralinki, zawsze kupowane w tym samym sklepie. W następnej kolejności Dziadek przychodził z całą torebką toffików, częściej irysów. Zawsze były to największe mordoklejki z możliwych do kupienia. Na samym końcu zaś przynosił całą torebkę czarnych landrynek o smaku anyżowym, tak zwanych kopalniaków, które kupował na wagę niezmiennie w tym samym sklepie co pralinki i toffi bądź irysy. Pamięć o Dziadku to smak anyżowych kopalniaków, które już nigdy w życiu nie smakowały tak, jak te przynoszone przez Dziadka tuż przed emeryturą.
Nie wiem jaki pomysł na dorosłe życie Swojego Syna miał Dziadek, ale Mama Mojego Ojca bardzo chciała, by Mój Ojciec został księdzem.

                                                   Seminarium oo. Pallotynów Na Kopcu

W tym celu, od razu po szkole podstawowej wysłała go nawet do seminarium duchownego na Kopcu, obok Mojego Miasta. W papierach znalezionych w Domu Dziadka po jego śmierci znajdowały się kartki i listy Mojego Ojca do Rodziców, szczególnie do Jego Mamy pisane z seminarium. Ponieważ Mój Ojciec, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcią, nigdy nie chodził do Kościoła, nie pozwalał nawet by chodziła tam jego Rodzina, czyli My, jawił mi się wtedy jako ktoś bardzo okropny pod tym względem, to po przeczytaniu treści tej korespondencji na zawsze zmieniłam zdanie o Moim Ojcu. Nie wiem dlaczego, Moja Mama opowiadała zawsze w żartach, że z uwagi na to, że wypił Pallotynom cały zapas wina mszalnego, po roku Mój Ojciec wyleciał z seminarium. Poszedł do szkoły średniej i trafił do klasy, w której poznał Iśkę, czyli Moją Mamę - miłość całego swojego życia.

                                            W takiej Dziewczynie zakochał się Mój Ojciec

Tak pokochał Moją Mamę, że w wieku 17 lat zaszła ona w ciążę.  Moja Mama tak bardzo bała się przyznać swojej Mamie do tego, co się stało, że nie wiedziała jak to powiedzieć. A było to w czasie, kiedy Moja Babcia szemrając ze Swoimi Starszymi Córkami coś pod nosem na temat tak zwanych babskich spraw, ucinała rozmowę, gdy Moja Mama wchodziła do domu: "Ale cicho, bo ona jeszcze nic o tych sprawach nie wie". Ojciec Mojej Mamy podobno nie wyraził zgody na małżeństwo Mojej Mamy z Moim Ojcem, a że Moja Mama była nieletnia, to ślubu wziąć nie mogli. I stało się tak, że jednego dnia Moja Mama skończyła 18 lat, drugiego dnia wzięła ślub z Moim Ojcem, a po kolejnych dwóch dniach urodził się Mój Starszy Brat.

                                                         W dniu ślubu Moich Rodziców

Mój Ojciec, jak się w niedługim od usunięcia go z seminarium czasie okazało, zaczął wykazywać talent do rzemiosła pisanego. Zanim urodziłam się ja, Mój Ojciec pracował w jednym z dzienników, wychodzących w Małopolsce, w czołówce którego widniało dumnie hasło z Manifestu Komunistycznego "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". I tak tę pracę w tej gazecie umiłował, że w trakcie reformy administracyjnej w naszej Ludowej Ojczyźnie udał się za pracą, za Gazetą do całkiem innego miasta i pociągnął tam za sobą swoją rodzinę, czyli Nas, co dało kres czasom Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką.
Ale to jeszcze nie koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz