MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 grudnia 2010

Moja Babcia (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)

"Miała babuleńka kozła rogatego, kozła rogatego
fik, mik, fik, mik, szwady, rydy, rydz,
rach, ciach, ciach kozła rogatego.

Wsadziła go babcia do wora wielkiego, do wora wielkiego
fik, mik, fik, mik, szwady, rydy, rydz,
rach, ciach, ciach do wora wielkiego..."

Ta stara piosenka ludowa kojarzy mi się nierozerwalnie z Moją Babcią. Wiadomo, że Moja Babcia była mamą Mojej Mamy. Innej babci nie mieliśmy. Najpierw Moja Babcia mieszkała w domu przy ulicy za dworcem autobusowym. Na przeciwko domu Mojej Babci był taki skwer, na którym czasem siadaliśmy na ławce w ładne letnie dni. Podobno na drzewie rosnącym przy skwerze powiesił się jednego roku jakiś mężczyzna. Dalej za domem Mojej Babci był szpital, ale o tym dowiedziałam się  przedostatniej zimy, kiedy Moja Mama leżała w szpitalu, bo miała zapalenie i potem operację woreczka żółciowego. Kiedy Moja Mama była w szpitalu, to na sali obok umierała na raka dwuletnia dziewczynka. Panie z sali Mojej Mamy opowiadały, że była najmłodszym dzieckiem i jedyną córką ludzi mieszkających tuż za boiskiem na Naszym Osiedlu, którzy mieli samych synów, w dodatku już całkiem dużych.

             Widok na Kościół od strony Domu Mojej Babci
Do mieszkania Mojej Babci szło się przez długą i ciemną sień. Może nie była tak długa, jak ciemna. Im pogodniejszy był dzień, tym sień wydawała się ciemniejsza, gdy się doń weszło. Po lewej  i po prawej stronie zaraz za wejściem były mieszkania, więc gdyby Moja Babcia mieszkała w którymś z nich, to na pewno sień nie byłaby taka długa. A tak trzeba było jeszcze minąć schody, które prowadziły na piętro i dopiero za schodami, po lewej stronie sieni, obite ceratą były drzwi do mieszkania Mojej Babci. Na przeciw tych drzwi był taki śmieszny blaszany zlew, jak na haftowanych makatkach u Weronki w Domu Mojego Dziadka, albo u Chrzestnej Matki, gdy jeszcze mieszkała koło Sądu. Bezpośrednio z sieni wchodziło się do kuchni, a przez kuchnię szło się do pokoju. Okna wychodziły na podwórko i były tak nisko, że z łatwością wychodziłam przez nie na zewnątrz i wchodziłam do środka. Ale Moja Mama nie pozwalała mi tego robić, mówiąc, że pokazuję drogę złodziejowi. Sprawdzałam dokładnie za każdym razem: żadnego złodzieja na podwórku nie było. Moja Mama opowiadała, że kiedy ona była małą dziewczynką to mieszkali w suterenie na podwórku na piętrze. Mieszkanie w suterenie kojarzyło jej się z biedą dzieciństwa wyznaczonego latami wojny i  powojennymi. Opowiadała mi też, że kiedy szła do I Komunii św. to przed Mszą św. u sióstr, które miały swoją siedzibę za ogrodzeniem wytyczającym świat dzieciństwa Mojej Mamy, było organizowane przyjęcie dla dzieci pierwszokomunijnych. Siostry gościły dzieci bułką drożdżową i kakaem, które dostawały z paczek z UNRY. Dziewczynki pięknie wystrojone w odświętne, białe sukienki zasiadały za długim stołem. I kiedy tak Moja Mama napawała się smakiem kakao, któraś z dziewczynek siedzących obok przez nieuwagę potrąciła kubek z czekoladowym napojem mlecznym i cała zawartość wylała się na sukienkę Mojej Mamy. Siostry przebrały podobno Moją Mamę w jakąś sukienkę, którą miały u siebie, ale już do końca dnia Moja Mama płakała i nie nie mogła myśleć o niczym innym, jak o tym, że wszyscy na nią patrzą, bo ma taką byle jaką, wypożyczaną sukienkę.
Moja Mama w dniu I Komunii Świętej
                                                  
Moja Babcia zaś opowiadała, że kiedy Moja Mama była całkiem małą dziewczynką, to w czasie wojny mąż Mojej Babci, który był Dziadkiem Mojego Starszego Rodzeństwa, bo moim nie zdążył być, za pracę zduna dostał kurę w kartonowym pudle i przyniósł ją do domu. Pudło miało nacięte dziury, żeby kura miała czym oddychać. I tak miała skończyć w garnku, ale powinno się jej poderżnąć gardło, a nie zadusić brakiem powietrza. Poza tym jakieś święta miały być niebawem, bo Moja Babcia postanowiła jak najdłużej utrzymać kurę przy życiu. I to pudło kartonowe z naciętymi dziurkami podobno tak się Mojej Mamie podobało, że co rusz pytała: "Mamo, a jak ci ta kura zdechnie, to dasz mi to pudło?"
Kiedyś Moja Babcia, która od mojego przyjścia na świat była wdową, wyszła za mąż i przeprowadziła się do domu za Kościołem, a swoje mieszkanko zasiedlone wiele lat po wojnie w głównej kamienicy, a nie w suterenach w podwórku, zostawiła swojemu synowi, Bratu Mojej Mamy, który ożenił się z Ciocią Elą i właśnie wspólnie oczekiwali przyjścia na świat swojego jedynego syna, Mojego Kuzyna.
Wiele razy we śnie idę przez tę ciemną sień do mieszkania Mojej Babci w tamtej kamienicy i jak nigdy za życia Mojej Babci, zastaję drzwi zamknięte na klucz. Pukam, a trudno jest pukać w drzwi obite ceratą, pod którą znajduje się gąbka i wołam: "Babciu, wpuść mnie, to ja". Słyszę w odpowiedzi głos Mojej Babci: "Idź stąd, nie możesz tu przychodzić. Nie teraz." Po takim śnie umiera ktoś bliski, krewny Mojej Babci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz