MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 grudnia 2010

Przedszkole (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)

Większość Koleżanek i Kolegów, którzy są tłem szkolnych wspomnień o czasach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką uczęszczało ze mną do Przedszkola. Przedszkole było całkiem blisko Naszego Osiedla. Na wyciągniecie ręki można powiedzieć. Moje najwcześniejsze wspomnienie z Przedszkola to straszliwy, wręcz histeryczny płacz w szatni, kiedy mnie Moja Mama przebierała, uczepienie się jej spódnicy i niespełnione błaganie "Nie zostawiaj mnie tutaj". Dostałam szafkę z muchomorkiem, swój ręcznik w łazience i miejsce w szeregu. Najbardziej w Przedszkolu nie lubiłam jeść i spać. Wywalczyłam niejedzenie śniadań, oraz potraw, których nie lubiłam - czyli większości z jadłospisu przedszkolnego i niespanie. Przychodziłam z domu po śniadaniu i wracałam w trakcie leżakowania. Czasem przesiedziałam całe leżakowanie, bo nie miał mnie kto odebrać wcześniej, ale nie położyłam się za żadne skarby. Dlaczego? Dlatego, ponieważ przebierając się w piżamki, musieliśmy publicznie ściągać majtki. Do dzisiaj śpię w majtkach w uznaniu wolności, o którą walczyłam w pierwszych latach mojego pobytu w Przedszkolu. Do końca swoich dni Mój Ojciec, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcią, wspominał moje ustne relacje o "kluskach ze śmieciami", jakie któregoś dnia serwowano w przedszkolnym menu. Obiad zjadałam każdego dnia w Moim Domu, po powrocie z Przedszkola i po powrocie Mojej Mamy z pracy, bo tylko obiad przygotowany prze Moją Mamę był prawdziwym obiadem. Choć z czasem okazało się, że panie kucharki potrafią przygotować co dobrego w Przedszkolnej kuchni. Zaskarbiły sobie moją sympatię i zyskały zaufanie do swej sztuki kulinarnej, kiedy prowadziły z nami zajęcia polegające na robieniu ciasteczek świątecznych. Okazało się, że od znajomych pań kucharek zupełnie inaczej smakują obiady. Zdaje się, że zaczęłam nawet jadać śniadania i podwieczorki. Kiedy poznałam Panie Przedszkolanki też okazało się, że już nie czepiałam się spódnicy Mojej Mamy, z dnia na dzień chętniej zostawałam w Przedszkolu, aż przyszedł czas, że nie chciałam by dzień się kończył, szczególnie gdy opiekowała się nami jedna Pani, Która Nie była Przedszkolanką, Tylko Pomocą Przedszkolną. Pokochałam ją niemal tak mocno, jak Weronkę. Przedszkole to nieustanne przygotowania do jakichś występów. To nauka nowych piosenek, wcale niekonstruktywna krytyka mojego nałogu ogryzania paznokci, ale też świat pierwszych wizyt w teatrze, który witał nas w progach Domu Kultury. Tylko Delikatny Chłopiec nie chodził do Przedszkola. Pojawił się w moim życiu dopiero w czasie, gdy przekroczyłam mury szkolne, w których przywitały mnie słowa poety "Wstrzymał słońce, ruszył ziemię, polskie wydało go plemię" i sam uczony przedstawiony za sprawą pędzla Mistrza Jana z rozwianym włosem w szaleństwie odkrycia, które było wzorem dla naszego odkrywania świata.

                                                                       W Przedszkolu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz