MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 grudnia 2010

Dom Mojej Najwcześniejszej Koleżanki (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)

O ile we wszystkich domach Moich Koleżanek i Kolegów czuliśmy się jak we własnym domu, tak  Dom Mojej Najwcześniejszej Koleżanki traktowaliśmy zupełnie jak własny. Był on w Pierwszym Bloku, w którym mieszkaliśmy zanim przeprowadziliśmy się do Naszego Bloku. Tam mieliśmy małe, jednopokojowe mieszkanie, ale bardziej pamiętam czas spędzony wtedy w Domu Mojej Najwcześniejszej Koleżanki, niż we własnym. Bardzo mocno wrył mi się za to w pamięć moment samej przeprowadzki, kiedy to Dziadek przewoził na takim drewnianym wózku, większym niż taczki, a mniejszym niż wóz drabiniasty, ciągnięty przez konia, część naszego dobytku boczną ścieżką, którą chodziło się tylko wtedy, gdy wracało się naokoło z mostku z Niesamowitym Tunelem, oraz kiedy się biegło szybko do Mojej Najwcześniejszej Koleżanki. W przeprowadzce najgorsze było to, że po rozpakowaniu się w Naszym Mieszkaniu okazało się, że zniknęły Moje Ulubione Pantofle jeszcze z Przedszkola. Ile ja łez wylałam za tymi Moimi Ulubionymi Pantoflami, chociaż Moja Mama zapewniała mnie, że nie ma czego żałować, bo były podziurawione i za małe. Sama potem, po latach przy innej przeprowadzce, zastosowałam ten sam chwyt z cumlami Moich Dzieci.
W Domu Mojej Najwcześniejszej Koleżanki były dwa pokoje, ale i tak za mało, jak na sporą ilość dzieci, które Rodzice Mojej Najwcześniejszej Koleżanki mieli. Mama w tej Rodzinie nie pracowała i ZAWSZE była w domu. To było coś, czego nigdy nie doświadczyłam ani w czasie Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką, ani potem, Kiedy Przestałam Być Małą Dziewczynką. Za to ja dla Moich Dzieci byłam mamą, która zawsze była w domu. Tak więc Dom Mojej Najwcześniejszej Koleżanki tętnił życiem rodzinnym swojej i naszej Rodziny. Moja Starsza Siostra miała wśród mieszkańców tego domu Swojego Najlepszego Kolegę - Tuta, z którym wydeptywała najwcześniejsze lata swojego życia. Moja Mama trzymała do chrztu jedno z Rodzeństwa, Brata Mojej Najwcześniejszej Koleżanki. A ja miałam tam oczywiście Moją Najwcześniejszą Koleżankę. Pozostałe Rodzeństwo Mojej Najwcześniejszej Koleżanki nie miało przekładu na dzieci w Mojej Rodzinie, poza jedną Straszą Siostrą, która nosiła bliźniacze imię do Mojej Starszej Siostry,  ale ona była rezerwą w razie braku zainteresowania osoby naczelnej, to jest Tuta. A chłopaki, wiadomo, czasem wolą męskie towarzystwo. Tuto był dla Mojej Starszej Siostry tym, kim dla mnie był Karzełek. Moja Starsza Siostra podobno, to wiem z przekazów ustnych od Mojego Ojca, Którego Wtedy Nazywaliśmy Tańcia, znosiła na dół jakieś książki, których w domu bibliotekarki i dziennikarza przecież nigdy nie brakowało, siadała w koło ze wszystkimi Dziećmi mieszkającymi w Domu Mojej Najwcześniejszej Koleżanki i czytała im opowieści wszelakiej treści. Treść była zaiste wszelaka i dowolna, bo Moja Starsza Siostra nie potrafiła jeszcze wtedy czytać, ale ponoć nikt sobie z tego sprawy nie zdawał. Natomiast wszyscy, łącznie z Rodzicami Mojej Najwcześniejszej Koleżanki, podziwiali umiejętności Mojej Starszej Siostry.
Zwyczaje i tradycje panujące w Rodzinach mieszały się, przenikały przez skórę i stawały się ogólnymi zwyczajami i tradycjami. Nikt nie patrzył na innych z góry, wszyscy mieli taką samą wartość w moich oczach i w oczach moich rówieśników, w czasie Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką. Najważniejszym było to, że wszyscy mieliśmy marzenia, które czyniły Nas wolnymi od lęków, nękających świat Dorosłych. W Naszych marzeniach byliśmy księżniczkami z bajek i książętami na białych rumakach. I to nie tylko dlatego, że na innym końcu Mojego Miasta był las zwany Księżym Lasem, którego sama nazwa obligowała Nas do snucia takich marzeń, tylko Kiedy Się Jest Małą Dziewczynką to w marzeniach o sobie można być każdym. Można mieszkać w pałacach wschodu i być tancerką Szeherezadą. Można być Andżeliką, która po burzliwych przygodach swojego życia, spotyka w końcu wielką miłość i szczęście. Można być Zorro w czarnej pelerynie, nawet jeśli w rzeczywistości jest się dziewczyną i za pomocą szpady walczyć ze złem i sierżantem Garsiją. Można stać się Pippi na całe jedne wakacje i wtedy dopiero przeżywać wielkie i prawdziwe przygody; z Tolkiem Bananem błądzić w poszukiwaniu siebie, odkrywać tajemnice Wielkiego Zakonu Krzyżackiego z Panem Samochodzikiem, z Dudusiem wybrać się w podróż za jeden uśmiech i i przeżyć niesamowite wakacje z duchami w zamku, w którym straszy Brunchilda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz