MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Łyżwy Figurowe (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)

W ostatnich dniach listopada tego roku zima zawitała w pełnym rozkwicie. Od razu ze śniegiem po kolana i siarczystymi mrozami. Jakby pojawiła się w samym swoim środku... Kiedy słońce zaiskrzyło w płatkach otulających Szeroką Polanę przy Stanicy, jakimś cudem odbił się w nich obraz mojego pierwszego lodowiska. Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką w szkole panowała wymuszona moda oszczędzania na książeczce SKO. Slogan "Dziś Oszczędzam w SKO jutro w PKO" niestety nie wyrobił we mnie tego nawyku, choć Nasza Wychowawczyni, jako mój pierwszy w życiu minister finansów i owszem - nieźle radziła sobie ze ściągalnością cotygodniowych składek. Przez kilka lat oszczędzania uzbierałam majątek, który pewnej zimy postanowiłam obrócić na... ŁYŻWY FIGUROWE. Realizacja takiej decyzji, to nie było zwykłe hop, siup. Najpierw musiałam przekonać Moją Mamę, że kariera łyżwiarki figurowej jest marzeniem mojego życia i choć było ciężko, udało się. Trudniej było dorobić ideologię, by wytłumaczyć Naszej Wychowawczyni, która włożyła ogrom pracy nad ukształtowaniem moich przyszłych umiejętności ekonomicznych, dlaczego jednego dnia wyjmuję z kasy kilkuletnie oszczędności, których suma była owocem jej ciężkiej pracy. No, teraz stwierdzam, że miała rację, mówiąc, że w ten sposób nigdy nie nauczę się oszczędzać, bo tej sztuki nie posiadłam do dnia dzisiejszego. Pieniądze jednak dała i takim oto sposobem stałam się szczęśliwą posiadaczką pierwszych w moim życiu łyżew figurowych. Dziś nie wiem, czy był to deficytowy towar w owych czasach, czy nie, pamiętam natomiast, że ta wymarzona para łyżew dość długo kusiła mnie w witrynie sklepowej i wabiła lustrzanym blaskiem stalowej łyżwy i nienaganną bielą skóry cholewek. Naukę jazdy odbywałam na zamarzniętych kałużach na osiedlowej uliczce, bo oczywiście Moja Mama wymusiła na mnie obietnicę, że na zamarzniętym lustrze Choczenki moja noga nie postanie. Z uporem podobnym do uporu niemowlaka zdobywającego umiejętność chodzenia, wciąż upadałam i podnosiłam się rozcierając obolałe i zmarznięte pośladki, liczyłam siniaki tu i ówdzie, aż w końcu stwierdziłam, że moje umiejętności i talent przyszłej mistrzyni świata w jeździe figurowej na lodzie, uprawniają mnie do złamania słowa danego kilka dni/tygodni (?) wcześniej Mojej Mamie i wyruszyłam na wielką taflę zamarzniętej Choczenki obok Naszego Bloku. Porażka. Tafla nie była gładkim lodowiskiem jakie widziałam w czarno-białej telewizji, bo z płytkiej w tym miejscu Choczenki, wystawały kamienie. Cóż było robić?


                                        Moja Koleżanka i ja w czasie Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką


Z Koleżanką z Klasy uknułyśmy chytry plan, że następnego dnia, tuż po szkole pójdziemy na "prawdziwe" lodowisko nad Wodospad! Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką lekcje kończyło się dużo wcześniej, niż można się było spodziewać powrotu z pracy Naszych Mam. Nikt nie musiał Nas odbierać ze szkoły, wracaliśmy sami. Przy Wodospadzie, wiadomo - woda głęboka, żadne kamienie z lodu nie będą wystawały! I tak zaczęła się  wielka wspólna przygoda. Codzienne wyprawy nad Wodospad w celu doskonalenia techniki zaowocowały umiejętnością wykonywania piruetów, skoków z obrotami w powietrzu, jazdy mistrzowskiej po prostu. Widziałyśmy nad swoimi głowami tablicę z najwyższymi ocenami jururów, brawa publiczności brzmiały w naszych uszach, schylałyśmy się, by podnosić kwiaty rzucane pod nogi na taflę lodowiska przez wielbicieli naszego talentu... Ja oczywiście, zawsze widząca w sobie niedoskonałości, ubolewałam nad faktem, że to Moja Koleżanka zbiera wyższe noty, otrzymuje więcej oklasków i w jej stronę spada więcej kwiatów. Zresztą Moja Koleżanka sama to głośno artykułowała każdego dnia. I wszystko byłoby dobrze, pewnie zostałybyśmy mistrzyniami świata w jeździe figurowej na lodzie - już nawet pogodziłam się z faktem, że ja będę stawała na podium jako srebrna medalistka, gdyby nie mały defekt, który zburzył nasze marzenia. Komu i gdzie zaprezentujemy nasz talent? Przecież o naszym Prawdziwym Lodowisku nad Wodospadem nie można było powiedzieć nawet Karzełkowi, nie mówiąc o innych, że o Naszych Mamach nie wspomnę. No, to w jaki sposób cały świat dowie się o nas? To po co ta jazda? Zwłaszcza, w tajemnicy przed Karzełkiem? No, nie warto, po prostu nie warto nabijać sobie kolejnych siniaków, mrozić pupy wiecznymi upadkami i robić czegoś, co i tak trzeba trzymać w tajemnicy! Gwoździem do trumny dla mojej kariery był niefortunny upadek, podczas którego łyżwa rozdarła mi pośladek. Tak zakończyła się nasza wspólna kariera: Mojej Koleżanki z Klasy, która wraz ze mną wydeptywała wiele ścieżek w czasach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką i moja - niedoszłej srebrnej medalistki świata w jeździe figurowej na lodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz