MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 26 sierpnia 2012

Cmentarze

Cmentarze Karpat Wschodnich są niezwykłe. Przyciągają wzrok wielobarwnością. Kuszą, aby zatrzymać się na chwilę, wejść i oddać się zadumie. Przy czym jest to przedziwna zaduma, bo myśli rozjaśnia i weseli kolorowa prostota tych miejsc. Prostota wynikająca z kultury Hucułów. Jest to lud skupiony w kościele greckokatolickim, chociaż zdarzają się wyznawcy prawosławia. Jednak jeżeli prawosławie, to koniecznie kijowskie.
Wszystkie cmentarze, przydrożne krzyże i kapliczki a także cerkwie są bogato strojone m.in. w różnokolorowe kwiaty. Niestety królują sztuczne kwiaty, ale zapewne są często wymieniane, ponieważ barwy są soczyste, co znaczy, że nie wypłowiały na słońcu, ani też nie zakurzył ich czas.
Tak naprawdę cmentarze ściągają wzrok podróżnika różnokolorowymi kamiennymi i żelaznymi krzyżami i wieńcami ze sztucznych kwiatów zawieszonymi na ramionach tychże. Przed każdym krzyżem stoi mogiła usypana z ziemi i ogrodzona żelaznym niewysokim płotkiem, ale wszystkie odwiedzane przez nas cmentarze tak zarosły zielskiem, że tylko krzyże górowały nad trawami. Krzyże są albo w naturalnym kolorze kamienia, albo pomalowane na niebiesko i raczej jest to aspekt narodowy, a nie religijny. Niekiedy zdarza się biały krzyż, raczej rzadko. Każdy cmentarz jest przy cerkwi, dlatego od razu podziwia się tę budowlę sakralną. Stare cerkwie huculskie są drewniane, ale tych jest niewiele. Wyglądają jak arka przymierza. Cerkwie w Karpatach Wschodnich przeważnie zbudowane są na planie krzyża greckiego. Tak cerkiew, jak i cmentarz zorientowane są na wschód.
Nad Pistynką, która w okolicach Szeszorów płynie malowniczymi kanionami spotkała nas największa niespodzianka związana z cmentarzami Zielonego Beskidu. Było to gdzieś w okolicach Szeszorów i Prokurawy. Wieś znajduje się na jednym brzegu rzeki, a cerkiew z przylegającym do niej cmentarzem na drugim. W tym miejscu rzeka wryła się naprawdę głęboko w skały, toteż nad Pistunką rozciągnięta jest kładka dla pieszych. Kładka wygląda niezwykle licho. Trzeba wykazać się wielkim zaufaniem i odwagą, by na nią wejść. Poza wszystkimi swoimi mankamentami jest ona przede wszystkim bardzo wąska. Powiedzmy, że od biedy zmieszczą się na niej dwie osoby. Pogrzeb konduktem idzie od domu zmarłego do cerkwi i potem następuje złożenie trumny do grobu. Mieliśmy okazję widzieć pokucki pogrzeb w drodze do Kamieńca. Na wozie zaprzężonym w pięknie przystrojone konie jechał nieboszczyk w otwartej trumnie. Z zastygłej śmiertelnie twarzy nos sterczał wysoko. Za furmanką, ubrani w stroje regionalne szli najbliżsi, rodzina i sąsiedzi śpiewając głośno i w zupełnie innym stylu, niż śpiewają nasi żałobnicy. Pieśń była pełna życia, jakby zaraz wszyscy mieli poderwać się do tańca.
Niewyobrażalne aby taki kondukt żałobny zmieścił się na owej kładce rozpiętej nad głębokim jarem Pistynki. Dlatego nieopodal kładki rozciągnięto linę z kołowrotkiem, a do niej przymocowano stelaż na trumnę. Widząc to już sobie wyobrażałam, jak nieboszczyk rozbujany na linie odpływa w zaświaty patrząc ostatni raz na niebo z perspektywy ziemskiego pielgrzyma. Po drugiej stronie Pistynki czeka cerkiew i kolorowy greckokatolicki cmentarz.

Rzecz ma się zgoła inaczej, gdy odwiedzi się cmentarz polski albo żydowski. Już sama nie wiem, który z nich powoduje większy ból w sercu. Macew żydowskich nie poprawia się, czas ma je skruszyć, powalić. Tak właśnie wygląda kirkut w Kosowie Huculskim. Ale o ile współczesny Drohobycz nie wypiera się żydowskich przodków, tak wygląd kosowskiego kirkutu rozdziera serce.
Historia Żydów na Huculszczyźnie, w miejscu gdzie powstał chasydyzm, jest równie bolesna jak historia europejskich Żydów. Może nawet boleśniejsza, bo kiedy Europa zaczęła wypierać Żydów ze swoich krajów, ci znaleźli schronienie w lasach Zielonego Beskidu. Historia XX w. była dla tego narodu niezwykle okrutna. Czas zaciera wszelkie ślady obecności Żydów w Europie. Bardzo to widać w Kosowie.
Czas zaciera też ślady obecności Polaków w Kosowie. Stary polski cmentarz przy parafii katolickiej, nieopodal ulicy Mickiewicza bogaty jest w pamięć o wielkich osobistościach tej ziemi. Dla ludzi światłych nie powinno mieć znaczenia jakiej byli narodowości. Najważniejsze jest to, że tworzyli historię tej ziemi, przysparzali jej sławy i bogactwa.
Tak więc kosowski cmentarz dźwiga jeszcze grób Apolinarego Tarnawskiego, który był pionierem lecznictwa balneologicznego w Małopolsce Wschodniej. Jego Instytut Balneologiczny jest jednym z głównych zabytków Kosowa, ale przede wszystkim najpierwszą chyba na ziemiach polskich tego typu placówką. Samym Instytutem zajmiemy się kiedy indziej, bo wymaga szczegółowego omówienia. Teraz interesuje nas kruszejący pomnik nagrobny tego znaczącego dla historii regionu człowieka. O ile grób Tarnawskiego jest zniszczony i zaniedbany, to pozostałe groby na cmentarzu polskim są w opłakanym stanie. Nie ulega wątpliwości, że czasu nie można zatrzymać. Nie można też skupiać się wyłącznie na pamięci o tych, którzy odeszli. Jednak umierające, stare, opuszczone cmentarze robią niezwykłe wrażenie. I wcale nie trzeba specjalnej wrażliwości, by w głowie zrodziła się refleksja, która wwierca się w myślenie o przewrotności losu i czasu, która wyzwala nieopisany ból na wszystkich płaszczyznach czucia i poznania, zapomnienia i zapamiętania, bycia i niebytu.

Cmentarz w Karpatach Wschodnich

Cmentarz w Karpatach Wschodnich


Cmentarz w Karpatach Wschodnich

Cmentarz w Karpatach Wschodnich

Winda na trumnę w okolicach Szeszorów nad Pistynką

Winda na trumnę w okolicach Szeszorów nad Pistynką

Cmentarz w Pistyniu
(fragment najstarszej cerkwi Huculszczyzny z 1600 r.).


Grób Apolinarego Tarnawskiego 
na polskim cmentarzu w Kosowie Huculskim

Polski Cmentarz w Kosowie Huculskim

Polski Cmentarz w Kosowie Huculskim

Polski Cmentarz w Kosowie Huculskim

Polski Cmentarz w Kosowie Huculskim

Żydowski kirkut w Kosowie Huculskim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz