MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 15 sierpnia 2012

Ludzie Stamtąd 6


14.08.2012

Niepogoda zatrzymała nas dzisiaj w domu. Zadziwiające, że spory zastęp małych ludzi potrafił przez cały dzień bawić się układaniem mozaiki z koralików. Naprodukowaliśmy mnóstwo pięknych i niepowtarzalnych prac. Kolejnych do kolekcji po tych malowanych na szkle, rysunków, plecionych bransoletek, mozaiki z nasion i fasolek, plakatów itp.
Najważniejsze, że podczas pożegnania dnia Misiu dzisiejszy dzień zaliczył do udanych.  Całkiem tak samo jak każdy dzień na obozie. Jego zaliczenie dnia do udanych stało się już anegdotą obozową. Misiu jest bardzo skrupulatny. Możliwe, że w dorosłym życiu będzie księgowym, bo liczby i cyfry rządzą jego światem. Gdy byliśmy u leśniczego w Uhryniu i smażyliśmy nad ogniskiem kiełbasę Misiu zapytał:
- Czy leśniczy też będzie jadł?
Ktoś z nas zapytał dlaczego zadaje takie pytanie (niegrzeczne – brzmiało w podtekście).
- Bo kiełbas jest 15, a nas z leśniczym jest 16 – odpowiedział Misiu.
Dlatego tak ważne jest, że Miś zalicza kolejne dni do udanych.
Dzisiaj wyjechała Alicja. Jej radosna osobowość nie będzie już współtworzyła kolorytu tej naszej wspólnej przygody. Choć wszystkie nasze dzieci są rozgadane, Alicja nie ma sobie równych. Dobrze, że była z nami chociaż przez tydzień. Lubię zawierać znajomość z takimi ludźmi jak Alicja. To jak zbieranie skarbów.
Od kiedy organizujemy z Druhem Bartkiem (potem dołączyła do nas Paseczek) obozy w Stanicy, przyjeżdżają do nas z roku na rok te same dzieci. Miło jest patrzeć, jak rosną, dojrzewają i zmieniają się. Miło jest mieć świadomość, że mamy w tym procesie swój maleńki udział. Jeszcze milej jest słyszeć każdego obozowego dnia, że to co robiliśmy dzisiaj nasi milusińscy robili po raz pierwszy w życiu. Dla nas znaczy to tyle, że nie popadamy w rutynę i już któryś rok z rzędu jesteśmy w stanie każdy dzień zapełnić czym innym. Dzisiaj przygotowywaliśmy trasy wycieczek pod kątem ilości punktów na Górską Odznakę Turystyczną (GOT). W ubiegłym roku prawie wszyscy zdobyli popularną. W tym roku zdobędą wiele punktów do brązowej. Resztę wycieczek będą musieli odbyć z rodzicami. I zapewne odbędą.
Termometr za oknem przez cały dzień pokazywał 12 st. C. U nas atmosfera była gorąca. Wszak „gorące serca biją w nas…”.
Korczak na dzisiaj:  „Żyjemy partacko, niedbale, powierzchownie, byle jak” i „Ludzie Stamtąd” wiedzą dlaczego właśnie na dzisiaj te słowa. Bo to kolejny dzień, kiedy jeden z uczestników nie umył się wieczorem (nie mogę podać imienia – w ogóle to powinnam dopisać, że wszelka zbieżność z osobami i zdarzeniami jest przypadkowa ;).

15.08.2012

Filip poszedł dzisiaj z nami do kościoła. Powiedział: „Idę, przecież dzisiaj jest wielkie święto”. Zaraz po mszy podszedł do mnie mówiąc:
- Dlaczego wszyscy ludzie tacy bez radości? Ja myślałem, że jak jest święto wszyscy będą weseli, cieszyć się, a oni tacy… am… - już brakło mu słów, by wyrazić swój zawód z ujrzenia smutasów podczas radosnego święta wniebowzięcia Chrystusowej Matki.
Filip ma rację. Obserwowałam podczas mszy   4 zakonnice, które spędzają tu chyba lato, bo były z różnych formacji zakonnych. Już one same przedstawiały szczególny rodzaj ludzi tragicznie poważnych, do cna pozbawionych radości.
Potem, po powrocie do Stanicy, na werandzie Filip powiedział:
-  Ja nie mam dowodu na to, że Bóg jest. Oni mówią mi, że mam to czuć w sercu, a ja się pytam, czy jak nie ma dowodu na to, że kosmici byli na ziemi, to też mam to czuć w sercu? To bez sensu. Poza tym, mówią mi, że Bóg daje mi znaki, a ja nie widzę żadnych drogowskazów… kiedyś bardzo cierpiałem, bolało mnie całą noc i co? Ja nie dostałem żadnego znaku…
Opowiedziałam mu o moim spotkaniu z Bogiem i poprosiłam, jak niegdyś mnie poproszono, aby zapamiętał tę rozmowę.
To była długa i trudna rozmowa. Nie sposób jej tutaj przytoczyć. Dość powiedzieć, że utwierdziłam się w przekonaniu, że ze swoją wrażliwością ten chłopiec znajdzie kiedyś drogę do Boga. Skąd wiem? Nie mam na to dowodu. Czuję to w sercu…

Podczas obiadu Filipa rozbolał brzuch. Nie mógł dojeść kotleta i zaczął wszystkich rozpytywać, kto za niego zje. Od razu wszyscy odezwali się niegdysiejszym powiedzeniem Ani: „No chyba, że Basia, bo ona w domu zawsze po wszystkich zjada, jak ktoś nie może dojeść”! Basia powiedziała, że już nie może. Dlatego Filip zwrócił się do mnie:
- A ty zjesz za mnie ten kotlet? Proszę.
Zjadłam, chociaż też miałam po dziurki w nosie.
Potem Filip sprzątając plecak wysypał na środku ścieżki w lesie chrupki i stwierdził, że dziki je zjedzą.
W czasie obiadu Basia zwróciła się do Ani:
- Czy mogłabyś swoimi słowami opisać mi smak tego kompotu?
Na co Ania odpowiedziała:
- Oj będziesz musiała sama spróbować, ponieważ ten kompot jest tak pyszny, że nie mam słów na opisanie jego smaku.
Dziewczyny jeszcze w ubiegłym roku bardzo się ze sobą kłóciły. Bez przerwy wybuchały konflikty, jak to wśród dziewczyn. W tym roku stanowią całkiem udany i zgrany zespół. Dotarły się w minionych latach a i dojrzały wszystkie, które mam na myśli. Jeszcze niedawno to Marianka robiła takie histerie jak kilka dni temu Oli. Tymczasem Marianka poprowadziła sensowny i wartościowy kominek o harcerstwie, prowadzi zajęcia z musztry, pląsy i zabawy. Basia i Ania są wzorem cnót siostrzanych i koleżeńskich. Ola zawsze miała pokojowe usposobienie. Wszystkie cztery są takim katalizatorem i duchem wychowawczym dla chłopaków. Przez tych kilka turnusów udało nam się wypracować istotę ciągu wychowawczego w harcerstwie. A przecież nie mamy do czynienia z harcerzami.
Po powrocie z Kicarza i po kolacji mają czas dla siebie. Zabraliśmy im sjestę poobiednią, więc trzeba im było zapewnić tę chwilę bez zajęć. Siedzą na górze. Dziewczyny z Filipem zapewne grają w Monopoly. Jasiek gra w jakąś grę elektroniczną (na telefonie albo Game Boy’u), bo co chwilę dobiega dziki śmiech Jaśka. A tak śmieje się tylko, gdy gra. Misiu zapewne asystuje Jaśkowi, bo w tym roku wyjątkowo się skumplowali. W ubiegłym roku to Misiowi Jasiek najbardziej dokuczał. W tym chłopcu też zaszły niesamowite zmiany. W ubiegłym roku bardzo agresywny, skory do bitki i obelg. W tym roku nie ten chłopak.
W ubiegłym roku Jaśka fascynowało robienie wirów łyżeczką w szklance z herbatą. Robił te wiry tak długo, że już wszyscy zdążyli zjeść. Potem pokłócił się z tym i z tamtym, by wreszcie zacząć spożywać posiłek. Ponieważ wspólnie przychodzi i wychodzi się z jadalni, pozostali czekając na Jaśka bawili się śpiewając pląsy i krótkie piosenki. Tak nam się obóz zintegrował.
W tym roku brakuje nam tego elementu, chociaż posiłki i tak z dnia na dzień stają się coraz dłuższe. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. To znaczy przebywania na obozie. Świeże górskie powietrze wyostrzone chłodem potoku w dzień i w nocy (umówmy się, że okna nie są za szczelne), codzienne wyprawy w góry i to w miarę ambitne wyprawy, zdrowe zmęczenie – są to najlepsze składniki do poprawienia apetytu. Dzisiaj tak się zagalopowali przy kolacji, że zjedli Druhowi Bartkowi wszystkie naleśniki. A Druh Bartek uwielbia naleśniki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz