7.08.2012
Dzisiaj przyjechał Filip. Filip jest synem Pawła S. –
naszego CISOWCA. Urodził się i mieszka w Chicago. W ubiegłym roku Filip zabrał
sobie na pamiątkę z wakacji kawałek węgla kamiennego z węglarki w kuchni.
Opowiadał, że po powrocie do domu pokazał kolegom a ci zazdrościli mu takiej
pamiątki. Z Filipem przyjechała Alicja. Alicja była w Stanicy już w niedzielę,
kiedy odwoziła brata. Od samego początku chciała zostać, jednak, jak sama
stwierdziła, mama nie była przygotowana emocjonalnie do rozstania z nią. Alicja
ma 11 lat.
Filip, dzierżąc pod pachą atlas grzybów od razu poszedł do
lasu. Znalezione grzyby Filip dopasowuje
do zdjęć z atlasu. W ubiegłym roku, gdy znalazł muchomora sromotnikowego i
usiłował nas przekonać, że jest jadalny, zaproponowałyśmy mu, by go powąchał.
Filip wsadził nos do woreczka, skrzywił się, jego oczy straciły na chwilę
blask, po czym rozbłysły od nowa i Filip
oznajmił:
- No, ale ser też bardzo śmierdzi a się go je.
Dzisiaj Filip nie znalazł żadnego trującego ani nawet
niejadalnego grzyba. Na szczęście.
Przy obiedzie, gdy Paseczek zapytała kto jeszcze zje pierogi, Ania powiedziała:
- No chyba, że Basia, bo u nas w domu, jak ktoś nie może
czegoś dojeść to Baśka zjada wszystkie resztki…
Po posiłkach widać, że brniemy głęboko w las. Jeszcze
śniadanie wróciło prawie całe do kuchni - największe branie miał dżem, miód
itp. Jajecznica prawie nietknięta. Obiad zjedli prawie w całości. Kolację
pochłonęli bez reszty i myślałyśmy, że do północy będziemy siedzieć na jadalni.
W końcu jednak wyszliśmy na spacer pod pomnik na doroczną gawędę o bohaterach
narodowych i czczeniu pamięci o nich. Spacer zakończył się skąpaniem Jaśka w
Czerczu i musieliśmy wracać do domu. Jasiek wskoczył pod prysznic z poczuciem,
że to przez Filipa wpadł do wody, bo Filip rzucał kamieniami w wodę podczas,
gdy Jasiek usiłował przeskakiwać z kamienia na kamień, by przejść na drugą
stronę potoku. Wpadając do wody stracił chyba pamięć i zapomniał, że to on
pierwszy zaczął rzucać kamieniami, gdy Filip wykonywał ten sam manewr. Musiałam
przypomnieć im krótką formułkę nauczoną podczas gawędy przy pomniku, że wojna
rodzi w sercu każdego człowieka. Tam i niegdzie indziej.
8.08.2012
Nareszcie wiemy, co smakuje Edycie. Zaczęła jadać. Na obiad ziemniaki, na kolację
i śniadanie chleb z ogórkiem albo z żółtym serem. Filip dzisiaj całował żabę,
bo mu dziewczyny powiedziały, że to zaklęta królewna i tylko pocałunek może
znieść czary. Żaba pozostała żabą. Na twarzy Filipa rozczarowanie mieszało się
z rozgoryczeniem. Leśniczy szybko wytłumaczył, że to nie była zwykła żaba,
tylko kumak. Kumaki górskie są pod ścisłą ochroną. Widzieliśmy dziewięćsiły. W
górach nie jest to niezwykły widok, ale ostatnie doświadczenia po raz kolejny w
życiu nauczyły mnie, że za bardzo przyzwyczajamy się do codzienności i nie
zauważamy jaka jest niezwykła. Leśniczy – Piotr CISOWIEC – pokazał nam w swoim
lesie nieco tej niecodziennej codzienności.
Pies Nikifora nazywał się Hauka. Przecież to takie proste –
większość ludzi mówi, że pies szczeka. Nikifor Krynicki zapewne mówił, że
hauka. Kolejna wizyta w krynickiej Romanówce, gdzie mieści się muzeum Nikifora
przyniosła nowe spostrzeżenia.
Pomarańczowe koszulki „Ludzi Stamtąd” ściągały na nas
wzrok ludzi, których dzisiaj doświadczyliśmy
sporo. Ładnie wyglądaliśmy i dobrze się
czuliśmy.
Janusz Korczak nawiedził nas wieczorem mówiąc: „Jestem nie po to, aby mnie kochali i podziwiali, ale po to,
abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam
obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka”. Trzeba było im wytłumaczyć,
ale zrozumieli.
Ania dziękowała dzisiaj za miód w Kamiannej. Podczas
degustacji miód nabiera się z kamiennego dzbanka na małe prostokąty andrutów. Wszyscy
jedli miód, ale Ania zauważyła to najbardziej. Oli powiedziała „ było super”
lecz „super” Filipa rozbrzmiało wszystkimi przygodami i przeżyciami
dzisiejszego dnia.
Rano złotem i srebrem błyszczała tafla Popradu, gdyśmy
jechali do Krynicy. Dlatego wiedziałam,
że dzisiejszy dzień może spełnić choć cząstkę wszystkiego, co jest do
spełnienia. Kilka dni temu powiedziałam przecież: niech się spełni wszystko…
9.08.2012
Robiliśmy ciasto drożdżowe. Wszyscy. Każdy wszedł do kuchni
i tam miał wyznaczony front robót. Radość Filipa z wykonywanych prac była
nieporównywalna do żadnej osobnej radości ani nawet do tej wielkiej zbiorowej.
Filip, podobnie jak niegdyś Klara, żyje we własnym świecie.
W trakcie zajęć pyta, czy może iść do lasu na grzyby. Zakłada na głowę kapelusz, który łudząco przypomina skautowy, na
plecy plecak i idzie w las. Za wszystko dziękuje i przeprasza. Gdy wieczorem w
kręgu przed pożegnaniem dnia miał czas dla siebie, powiedział: „…i ciasto było
takie… takie, takie, am…” Tu myślałam, że Filip powie: niepowtarzalne, niezwykłe
itp., tymczasem Filip powiedział: „…klejące”.
Dla mnie najczarowniejszą chwilą w ciągu całego dnia była
ta, w której Filip posypywał kruszonką ciasto drożdżowe ze śliwkami, potem
wkładał blachy do piekarnika i patrzył, jak się piecze. No, może jeszcze widok,
jak wszyscy, a w szczególności Edyta zajada się drożdżowym ciastem!
Słuchaliśmy Niemena i Dżemu. Wszystko zaczęło się od tego,
że jeszcze przed pobudką Druh Bartek włączył na cały regulator muzykę góralską
zespołu regionalnego „Dolina Popradu”.
Janusz Korczak powiedział nam dzisiaj: „Kiedy śmieje się
dziecko, śmieje się cały świat”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz