- Pani doktor powiedziała mi, że tak już będzie, że choroba ma swoje prawa, że muszę się do tego przyzwyczaić i nauczyć z tym żyć. - Powiedział Druh Tadeusz, który w tym roku skończy 84 lata. - Ale ja jej na to powiedziałem, że to mnie nie obchodzi, że choroba tak chce i żeby godzić się na to, żeby zawładnęła moim życiem, że ja chcę aby było, jak dawniej. A pani doktor ma głowę od tego, żeby mi dać takie proszki, żeby było jak ja chcę. - Wykrzyczał resztę wypowiedzi, po czym zrobił minę, jak kilkuletni chłopiec, któremu udało się zrobić psikusa jakiejś poważnej osobie.
Druh Tadeusz mówi głośno, bo od dawna używa aparatu słuchowego. Całe jego życie to harcerstwo. I nie dlatego, że całym życiem, jak w rocie Przyrzeczenia Harcerskiego a dlatego, że do harcerstwa wstąpił jako kilkuletni chłopiec. W gimnazjalnych latach był zastępowym i drużynowym. Potem został instruktorem. Zawód też wybrał taki, by pracować z dziećmi. I to tymi najbardziej poszkodowanymi przez los. Z dziećmi upośledzonymi.
Uwielbiam spotkania z Druhem Tadeuszem. Ma w sobie tyle entuzjazmu i radości życia, że zawsze coś mi się oberwie z jego nadmiaru. Potem długo chodzę naładowana pozytywną energią. Długo potrafię inaczej patrzeć na otaczającą mnie rzeczywistość.
Druh Tadeusz jest człowiekiem, który żadną miarą nie godzi się na bylejakość. Wymagania, jakie stawia sobie i innym sięgają wysoko. Nigdy nie są to wymagania niedopasowane do możliwości drugiej osoby. I nigdy też nie mają charakteru wymagań. Ale też zawsze każą wspiąć się tej drugiej osobie i utrudzić, nim zaliczy próbę wyznaczoną przez Druha Tadeusza. O każdym wyraża się z wielkim szacunkiem i każdego traktuje, jak najważniejszą na świecie osobę. Szarmancki - nawet młode siksy (takie jak ja) przepuszcza w drzwiach.
Kiedy się jest w pobliżu Druha Tadeusza, ma się wrażenie, że wypełnia on swoją osobą cały świat oraz, że świat nie jest bez niego wiele wart. Zawsze serdeczny - z pedantycznie przystrzyżoną bródką, która do niedawna miała jeszcze kruczoczarny kolor, oczami jak dwa węgielki i uśmiechem, z którego składa się niezajęta przez oczy i brodę część twarzy - wypatruje rozmówcy. A jak wypatrzy, to opowiada ciekawą opowieść, która ma w sobie elementy dziejów jego, jego rodziny, miasta i kraju. Jakież to są ciekawe opowieści! A to o Siwej Brodzie - legendzie Stanicy Harcerskiej w Kosarzyskach i harcerstwa Sądeckiego. A to o bolesnych latach II wojny światowej i przykrych powojennych czasach. Przy czym czasy bolesne i przykre w jego opowieściach brzmią bez nuty żalu za utraconą normalnością, radością i codziennością. Dawno już pogodził się i przyjął, że tak być musiało, choć przecież nigdy nie godzi się z bylejakością i małością. Bo wie, że pewne rzeczy muszą się stać. Dlatego tak podchodzi do czasów bolesnych i przykrych, na które nie miał zbyt większego wpływu. Większego, niż jednostka w obliczu kataklizmu.
Tak sobie nieraz myślę, że gdyby optymizm Druha Tadeusza zaszczepić obowiązkową szczepionką wszystkim ludziom, wzięlibyśmy się wreszcie do konkretnej roboty, miast biadolić i niejednokrotnie szukać dziury w całym. Zaczęlibyśmy wymagać od siebie. Przede wszystkim od siebie, niżbyśmy oczekiwali aż inni spełnią postawione przez nas wymagania. Obrabialibyśmy swoje małe poletka nadane nam przez Stwórcę, nie patrząc, czy sąsiad dobrze obrabia swoje. Częściej byśmy się śmiali. Śmiało spoglądalibyśmy w przyszłość i bez straty w przeszłość. No i najzwyczajniej na świecie byśmy ufali. Sobie, innym i Temu, co w niebiosach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz