Kiedyś na gazetce ściennej w placówce dla dzieci przeczytałam coś na kształt słów: Jaka to wielka tajemnica, że na świecie istnieje jedno najwspanialsze dziecko. I ma je każda matka.
Cudowne słowa we wspaniały sposób odzwierciedlające miłość macierzyńską. Wielką tajemnicą jest również to, że każda (może nie każda?) matka potrafi wszystkie swoje dzieci traktować w sposób wyjątkowy, jakby każde z nich było tym jednym jedynym na świecie.
W sztambuchach rodzinnych zbierają się anegdoty i opowiastki dotyczące "życiowych" wyczynów każdego dziecka. Znamienne, że najwięcej tzw. złotych myśli dzieci produkują w najwcześniejszym etapie życia, zaledwie zaczną mówić.
W przypadku Synka długo musieliśmy czekać, by zaczął mówić, ale kiedy wreszcie przemówił, to od razu snuł opowieści, jak z rękawa. Jednak Synek adehadowiec zdecydowanie więcej czasu poświęcał na brykanie niż rozmowy, toteż gdy po latach spotkałam się z koleżanką, która we wczesnym dzieciństwie Synka była częstym gościem w naszym domu, nic dziwnego, że ta zapytała:
- Czy waszego Synka w dalszym ciągu można częściej zlokalizować pod sufitem niż na ziemi?
Z takim Synkiem adehadowcem przez wiele lat życie rozpoczynało się każdego dnia na nowo. To nic, że wcześniej powtarzane były reguły, zakazy itp. setki razy - wraz z nowy dniem wprowadzało się od nowa wcześniejsze reguły. I tak, ciekawie wyglądały nasze wyprawy w deszczowy dzień. Nie wspomnę ile to lat trwało, ale pewnie do czasu, kiedy odprowadzałam Synka do szkoły (więc długo) za każdym razem, przed każdą kałużą musiałam powtarzać: nie skacz do wody! Nieważne, że mówiłam to wczoraj i tydzień temu i przed miesiącem. Nie liczyło się nawet, że powiedziałam to kałużę wcześniej. Gdybym tylko raz nie powiedziała, Synek wskoczyłby do kałuży jak Tygrys z Kubusia Puchatka i upomniany ze zdziwieniem stwierdziłby: nie mówiłaś, że nie wolno?
Złote myśli wszystkich dzieci mogłabym mnożyć w tym miejscu, ale przytoczę jedną, która w sposób doprowadzający do łez określa życie małego człowieka z zespołem nadpobudliwości psycho-ruchowej.
Było to jednego z tych deszczowych dni, podczas których odprowadzając Synka do szkoły w pierwszej, może w drugiej klasie powinnam była powiedzieć przed kolejną tego dnia kałużą: nie skacz do wody. Mimo to, nie powiedziałam. Listopadowa fontanna nie była przyjemna i z rezygnacją skierowałam do dziecka słowa:
- Synek, ja już do ciebie nie mam siły!
Na co moje kilkuletnie dziecko z ADHD odpowiedziało:
- Ty nie masz siły? Ty? Ty przynajmniej odprowadzisz mnie do szkoły i na parę godzin masz spokój, a ja muszę ze sobą wytrzymać cały czas!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz