Wczoraj rano wstałam jak zawsze i dopóki nie zadzwoniłam do wydawnictwa, nie wiedziałam, że książka już na mnie czeka. Wydrukowana, oprawiona, gotowa. Przed południem zjawiłam się w wydawnictwie i zaraz za progiem czekały opisane paczki: "Anioły Mojego Dzieciństwa". Zabrałam je do domu, bo mają jechać ze mną do Mojego Miasta. Paczki postawiłam w dużym pokoju. Nie rozpakowałam ich. Książki tkwią wszystkie na miejscu, tak jak je zapakował wydawca. Teraz stoją i czekają aby je otworzyć. Czekają na jutrzejsze wydarzenie. Czekają aż zostaną uwolnione. Czekają, by zacząć żyć własnym życiem.
I w tym miejscu radość i rozemocjonowanie zaczynają się mieszać z lękiem. To całkiem tak samo, jak troska o dziecko, które po raz pierwszy samodzielnie wychodzi z domu. I jeszcze tak samo, jak troska o dziecko, które opuszcza już dom rodzinny. Dmuchanie, chuchanie na każde słowo, każde zdanie, które tworzy opowieść, podobnie jak dmucha i chucha się na swoją latorośl. Zawarłam tam tak dużo własnych przeżyć i stanu ducha - nieskrywanych, bez maski. Autentycznych przemyśleń pochodzących z najwcześniejszych lat. W krótkich zdaniach byłam tam tylko osobą dorosłą. Cała opowieść zbudowana jest z odczuć i doznań dziecka... Pamiętam niepokój mojej Mamy, kiedy rozpoczynałam życie na własny rachunek. Wczoraj znowu się do mnie odezwała słowami wypowiedzianymi z ust Dużej Małej Dziewczynki. Duża Mała Dziewczynka od początku swojego życia sprawiała wrażenie, jakby była kolejnym wcieleniem mojej Mamy. I to, co wczoraj do mnie powiedziała... nie jak córka do matki, ale jak matka do córki... w dodatku konkretna matka do konkretnej córki... Nigdy w życiu nikt nigdy nie mówił mi czegoś takiego - za to niejednokrotnie mówiła moja Mama i wczoraj, nie wiedząc o tym, powiedziała Duża Mała Dziewczynka.
Pamiętam własne lęki, gdy moje dzieci opuszczały dom idąc do szkoły i dalej ku przyszłości.
I teraz wypuszczam te moje słowa-dzieci w świat z całą moją i ich wrażliwością. Tak, jak ptak wypuszcza młode, jak rodzice wypuszczają dzieci. Oby nie padły na grunt ludzkiej zawiści i nienawiści. O to boją się rodzice najbardziej, gdy ich dziecko zaczyna samodzielne wędrowanie przez życie. Nieważne czy ma 7, czy 27 lat. I chociaż książka nie jest mną, bardzo się starałam, by czytelnik mógł się uosobić z tym dzieckiem poznającym świat, to przecież każde słowo i zdanie, które tak pieściłam na wszystkich etapach pracy nad książką jest cząstką mnie, bo wyszło ze mnie. Z mojego postrzegania świata, z tej mojej takiej, a nie innej wrażliwości.
Myśląc jak będzie, gdy książka się ukaże, spodziewałam się różnych uczuć. Na pewno nie przewidziałam takiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz