Kiedy bliscy i znajomi śpiewali Pani Ludmile Remi "anielski orszak nich twą duszę przyjmie" był typowy listopadowy dzień, wiał przejmujący wiatr i lało jak z cebra, a niebo zaniosło się tak jakby już zawsze miała być taka pogoda. Z perspektywy czasu aż nie do uwierzenia, że pośród przepięknych dni przed i po pogrzebie, trafił się jeden taki paskudny. Tłumy odprowadzały ciało szacownej sądeczanki na miejsce spoczynku. Byłam i ja pośród rzeszy. Zanim trumnę złożono w ziemnym grobie, trwały modlitwy i pożegnania, potem długie zasypywanie grobu. Już mogę słuchać tego pogłosu bez przejmującego bólu w duszy; moi bliscy też leżą przysypani ziemią, trzykrotnie odczuwałam ten odgłos jak obce tętno we własnym krwiobiegu. Musiałam stać całkiem blisko, skoro dochodziło do mych uszu tępe uderzenie łopaty i łoskot osuwającej się i spadającej na drewnianą skrzynię ziemi. Pamiętam, że ze zdziwieniem obserwowałam, jak na granitowej płycie grobowca nieopodal miejsca, w którym stałam, zebrała się kałuża. Odbijało się w niej jakieś dziwne światło, bo przecież promienie słoneczne nie mogły się przedrzeć przez grubą warstwę chmur. To światło przyciągnęło mój wzrok, jakby ktoś puścił do mnie zajączka. Kiedy już zaczęłam przyglądać się temu zjawisku, zahipnotyzował mnie widok kropel deszczu, wpadających do kałuży na granitowej płycie. Wpadały równomiernie: kap, kap, kap. Wokół mnie rósł las parasoli. Przeważnie czarnych. Moje myśli poszybowały daleko. Pewnie wyżej, niż dalej. W swoim życiu żegnałam już wielu wielkich sądeczan oraz wybitnych mieszkańców innych miejscowości. Każdy z nich był zapewne świętym codzienności, ale oprócz tego mieli w sobie coś, co nie pozwala zapomnieć o wielkiej stracie dla mojego małego świata. Szybko też naocznie przekonałam się, że odeszła ostatnia z wielkich dam tego miasta. Legenda miłosierdzia w ludzkim wymiarze przyobleczona w skromność i prostotę, a przy tym w wielkiego ducha. Pani Ludmiła posiadała jeszcze tę zaletę, że była autorytetem moralnym dla wielu, którzy bez charyzmy jej osoby, mogą sobie pomyśleć, że sami są wzorami do naśladowania.
To światło w kałuży, które nie miało wytłumaczalnego źródła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz