Tymczasem najboleśniejsze ze wszystkich bolesnych doznań i dotknięć Lwowa, było spotkanie z ludźmi. I nie mam tu na myśli spotkania z księdzem Rafałem, wikarym Katedry Łacińskiej, którego poznałam dzięki cudowi życia Igi (i tam każdy może go poznać, a potem umówić z nim wycieczkę do Lwowa ;) ), ani też z bratem Sławomirem - franciszkaninem (konwentualnym), który gościł nas na Łyczakowskiej 49a. Oczywiście wspaniałe to były spotkania i rozmowy, jak z każdym człowiekiem, bogatym w ducha, a już ci dwaj panowie podzielili się z nami niebanalną opowieścią o Lwowie, jaki sami poznali, jakiego dotykają.
Pierwsze z bolesnych spotkań z ludźmi, jakiego doświadczyłam, odbyło się na Cmentarzu Orląt. Polscy mieszkańcy Lwowa posiadają specyficzną wrażliwość słuchu i wyłapują polską mowę z daleka, czy w największym zgiełku. "Ja tu przychodzę do dzieci przecież" - powiedziała staruszka otulając wzrokiem las krzyży - białych róż. Kolejne odbyły się na ulicy, w sklepie. Ludzie, zakorzenieni w mieście, tkwią na niegdysiejszej polskiej ziemi nieprzerwanie, pomimo niechęci dzisiejszych włodarzy, Ukraińców. Od czasu, kiedy tuż po II wojnie światowej nie zdecydowali się na wyjazd do Polski w jej nowych granicach, stali się bezdomnymi i niechcianymi dziećmi swojej ojczyzny. Tam jest ich ojczyzna chociaż są Polakami. A może dlatego, że są Polakami? To właśnie muszę zrozumieć i ogarnąć. I choć z pozoru wydaje się to łatwe, zwłaszcza kiedy się o tym czyta, a Lwowa nie czuje się każdą komórką ciała i każdą myślą, to jednak zapewniam, że jest do tego zrozumienia i ogarnięcia wymagana specjalna łaska, bez której nie uda się tego dokonać.
Bo w uszach brzmią opowieści tych starych, odchodzących ludzi, zamknięte w kilkunastu zdaniach, wypowiedzianych szybko w potoku łez i nieutulonej żałości za skradzionym przez dzieje życiem swoim, dzieci i wnuków. Opowieści, które zraniły duszę słuchacza, bardziej niż miecz obosieczny. Taki sam miecz, o którym św. Paweł (?) pisze w liście do Hebrajczyków. (4,12)
„Żywe jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż
wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ciała, stawów
i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca".
Ja boję się osądzenia moich dzisiejszych, chorobowych
myśli.
A starzy lwowiacy przemierzają swoje dni tam i z powrotem w poszukiwaniu tego, co im zostało odebrane i tego, co mogliby mieć i bez znajomości słów poety, dzieląc jego uczucia, powtarzają:
wszyscy chorują tutaj na zanik poczucia czasu
pozostało nam tylko miejsce przywiązania do miejsca
jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic
jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic
(Zbigniew Herbert "Raport z oblężonego miasta")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz