Historycy podają, że ok. roku 1900 Lwów miał 160 000
mieszkańców. Z tego ponad połowę stanowili Polacy, Żydzi ok. 45 000,
Rusini niespełna 30 000. Resztę wypełniały inne nacje, wśród których
zapewne przeważali Ormianie.
Lwów od samego powstania w połowie XIII w. był miastem
wielonarodowościowym, wielokulturowym, wieloreligijnym. Założony przez ruskiego
króla Daniłę I, którego żoną była katoliczka szybko przyciągnął ludzi różnych
wyznań i religii.
Choć przywilejem królewskim króla Kazimierza Wielkiego
mieszkańcy średniowiecznego Lwowa mieli prawo do zachowania i kultywowania
swych odrębności narodowych, kulturowych i religijnych, to w praktyce było
zupełnie inaczej. To tylko na rycinach mistrzów sztuki nad Lwowem górowały wieże
kościołów różnych wyznań i dachy synagog i trwały w symbiozie. Tylko w zapisach
tolerancyjnych historyków, za wszelką cenę chcących i potrafiących wygładzić
dzieje, ludzie różnych kultur, religii i wyznań byli na co dzień dla siebie
mili i serdeczni. Prawda jest okrutna i nie pozostawia żadnych złudzeń. Każda
mniejszość narodowa we Lwowie musiała zamykać się w oddzielnych enklawach.
Żydzi mają na to swoje określenie: getto. Mniejszości w obrębie miasta narażone
były na różnego rodzaju akty terroru, wrogość, ataki cielesne,
oskarżenia i pomówienia przez zamieszkującą wespół większość narodową, a także
inne mniejszości. Rodziło to nienawiść i odwet. Z tyglem narodowościowym i kulturowym, o którym lubią rozpisywać się historycy, w parze szedł kocioł zwany nietolerancją. Przy czym brak tolerancji dotykał wszystkich, czy byli większością, czy mniejszością. I żaden przywilej królewski, czy akt władz miejskich nie był
w stanie spowodować, żeby poszczególne grupy narodowościowe, kulturowe, czy religijne nie czuły niesprawiedliwości.
Pomimo tego, że Lwów na przestrzeni swoich dziejów był
siedzibą trzech arcybiskupstw (katolickiego, greckokatolickiego i ormiańskiego)
oraz gmin żydowskich, pomimo
zamieszkiwania we Lwowie wyznawców wielu innych religii, pomimo bolesnych i
przykrych dla poszczególnych ludzi i całych nacji wydarzeń, jakoś nigdy nie
wyciągano odpowiednich wniosków i nie nauczono się żyć tak, by każdy czuł się
potrzebny i chciany, by każdy mógł, realizując swój własny życiowy plan,
przysparzać dobra ogółowi, miastu i Rzeczypospolitej. Zamiast tego, przez wieki pogłębiała się
ogólna niechęć i poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.
I nie było tak tylko we Lwowie. Historia każdego miasta
Rzeczypospolitej jest porównywalna, a pod względem nietolerancji dla wszelkiej
inności, wręcz bliźniaczo podobna. I nie było tak tylko w przeszłości.
Jako naród zawsze byliśmy zbyt mało pokorni. Potrafimy
podnosić głowę wysoko do góry w porze
kiedy należy ją tak nosić. Niestety częściej to robimy, kiedy czas wymaga,
byśmy z pochyloną głową upadali na kolana.
Każde spotkanie z drugim człowiekiem, z jego innością,
wrażliwością, biedą czy bogactwem, jest momentem, kiedy powinniśmy pochylić swą
głowę w pokorze, jak przy spotkaniu z
samym sobą.
Każde spotkanie z miejscem i czasem, które z minuty na
minutę stają się historią, są momentem takiej samej pokory, jak spotkanie z
drugim człowiekiem.
Każde spotkanie ze światem przytwierdzonym do
najpiękniejszej z planet i z całym wszechświatem jest tym momentem, kiedy
powinniśmy pochylić głowę z pokorą, bo to jak spotkać człowieka i czas w
jednym miejscu.
Bo każde z tych spotkań, jest spotkaniem z Bogiem. Dlatego
częściej powinniśmy pochylać z pokorą i miłością, miast wznosić głowy wysoko do góry.
Nasz świat, nasze życie może wyglądać tak. |
Ja wolę żyć w takim świecie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz