Z adresu, pod którym mieszkaliśmy we Lwowie, z Łyczakowskiej 49 a jest wszędzie blisko. Wszędzie tam, gdzie turysta powinien dotrzeć. Mieliśmy do dyspozycji całą sobotę i pół niedzieli. Naprawdę niewiele. Najpierw skierowaliśmy swoje kroki na Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz Orląt Lwowskich, który jest integralną częścią tego pierwszego. Z zegarkiem w ręku od domu do głównej bramy nekropolii szliśmy 15 minut.
Przewodniki turystyczne mówią o Cmentarzu Łyczakowskim, że jest swoistym muzeum pod gołym niebem. Ja tam wolę, by zawsze pamiętać, że cmentarz jest cmentarzem. Potem żadne buldożery nie wjadą, by wyrównać teren pod budowę nowej drogi, z katakumb nie zrobi się warsztatów, a zrównanych z ziemią miejsc pochówku nie zamieni się na wysypisko śmieci... jak było w przypadku Cmentarza Orląt.
Owszem, ma Łyczaków ten stary - polski, mnóstwo zabytkowych grobowców i to jest sformułowanie adekwatne do miejsca. Jest aleja zasłużonych, przy której spoczywają wielcy zasłużeni dla kultury i historii polskiego Lwowa, Galicji, Polski i Europy. Grobowce, w alei zasłużonych i na całym cmentarzu, są naprawdę wielkimi dziełami sztuki kamieniarskiej i rzeźbiarskiej. Niestety Sowieci w swej polityce zniszczenia śladów polskości "poutykali" swoje bohomazy sztuki cmentarnej pomiędzy polskie perełki wielkich mistrzów kamieniarstwa i nekropolia straciła swój niepowtarzalny charakter. Nie ma miejsca, które by nie było "obłożone" tymi pokracznymi pomnikami, pozostałością po czasach ZSRR. Nie można być raz na Cmentarzu Łyczakowskim i powiedzieć, że się go zna. To się zresztą tyczy całego historycznego Lwowa. Za pierwszym razem można się zauroczyć, chodząc po nieznanym terenie i odkrywając uroki i bogactwo wszystkiego wokół.
Dalej udaliśmy się do Rynku. Lwowski bruk tej soboty zaznaczył się na naszych stopach nowymi odciskami, a o nogach nie można inaczej powiedzieć, niż mówi się w pospolitym wyrażeniu... Ale zwróciliśmy na to uwagę dopiero, kiedy wieczorem dotarliśmy do domu, z powrotem na Łyczakowską 49a.
Historyczne centrum Lwowa to przede wszystkim las wież i kopuł kościołów różnych wyznań. Dziś niestety większość oddanych Kościołowi greckokatolickiemu. W niektórych przypadkach grekokatolicy zachowali imię Świętego, pod którego wezwaniem kościół był niegdyś, ale niestety w bardzo wielu przypadkach nie. W całym Lwowie jest ponoć ponad 80 budowli sakralnych i raczej określenie "cały Lwów" jest zbędną formą, bo wiadomo przecież, że tylko w części historycznej się one znajdują. No! Imponująca liczba!
My byliśmy we wszystkich trzech katedrach Lwowa: w Katedrze Łacińskiej - gotyckiej budowli stojącej u styku Placu Katedralnego i ul. Halickiej, pod wezwaniem Wniebowstąpienia NMP. Obok Katedry stoi jeden z ciekawszych i najokazalszych zabytków Lwowa - Kaplica Boimów, grobowiec rodziny, której odmówiono pochówku w kryptach katedralnych, więc wystawiła kaplicę tuż przy katedrze. Dalej, w katedrze Ormiańskiej i w katedrze greckokatolickiej pod wezwaniem św. Jura. W Katedrze Ormiańskiej panuje niesamowita atmosfera. Powietrze tam jest nieprzezroczyste, jakby unosił się dym z kadzidła i nie jest to wynik żadnych zabiegów, a tylko efekt padającego z kopuł światła i ciemności panujących wewnątrz. Polichromia ścienna składająca się ze wschodnich ornamentów przydaje miejscu jeszcze większej niesamowitości. Wewnątrz znajduje się tablica upamiętniająca biskupa Isakowicza, ważnej postaci kościoła ormiańskiego i historii Lwowa. Zabawne było, gdy znajdowaliśmy się już w arkadach przy wejściu do katedry ormiańskiej, a z ażurowych podcieni przez prześwit widać było podwórko obok i z balkonów kilkupiętrowej kamienicy zwieszało się pranie: pościele i prześcieradła.
U św. Jura, w katedrze greckokatolickiej, która jako jedyna z trzech katedr znajduje się nieco w oddaleniu od ścisłego centrum i na nogach się do niej nie zajdzie, w krypcie znajduje się grób Andrzeja Szeptyckiego, greckokatolickiego metropolity lwowskiego i halickiego, do nawiedzenia którego stoi kolejka wiernych. W katedrze tej znajduje się również kopia Całunu Turyńskiego, otoczona szczególnym kultem. Kiedy nawiedzaliśmy sobór św. Jura odbywał się chrzest. Śpiew kantorów unieruchomił nas w miejscu. Staliśmy oczarowani i zasłuchani.
Attykę fasady tej katedry zdobi rzeźba "św. Jerzego walczącego ze smokiem" dłuta mistrza Pinsla. Szczególnie bliski jest ten legendarny święty harcerzom i skautom, bo jest ich patronem.
Nawiedziliśmy kościół oo. bernardynów, obecnie cerkiew greckokatolicką św. Andrzeja (tu św. pozostał "na miejscu", w swoim kościele), oo. dominikanów, w którym obecnie mieści się muzeum historii religii. Tam znajduje się m.in. rzeźba poświęcona Arturowi Grottgerowi wykonana pośmiertnie z inicjatywy jego przyjaciół.
Nieopodal najstarszej części miasta, tej założonej przez Rurykowiczów, jest cerkiew wołoska. Byliśmy też w kościele św. Elżbiety, w którym sowieci urządzili magazyn nawozów niszcząc całe zabytkowe wnętrze. Obecnie mieści się tam greckokatolicka cerkiew pod wezwaniem św. Elżbiety i św. Olgi :). D. i D. mówią za przewodnikami, że wzgórze, na którym stoi kościół jest granicą głównego europejskiego działu wodnego. Nowosądecki kościół św. Kazimierza wygląda jak młodszy brat kościoła św. Elżbiety. Nic dziwnego, jest dziełem tego samego mistrza architektury. Jednak Nowy Sącz był wyjątkowo biednym miastem, skoro zamówił namiastkę okazałości lwowskiej św. Elżbiety...
Jest we Lwowie, choć nie przechodziliśmy obok, kościół św. Marii Magdaleny, w którym sowieci urządzili salę koncertową. Ciekawostką tej świątyni jest to, że władze miasta już po 1991 r. nie zlikwidowały działalności koncertowej i ławki znajdujące się wewnątrz mają przekładane oparcia: kiedy jest koncert widownia siedzi tyłem do ołtarza, zasłanianego na ten czas, by nie doszło do profanacji, zaś podczas mszy oparcia się obraca, ołtarz odsłania i wierni uczestniczą w nabożeństwie siedząc tyłem do sceny...
Byliśmy przy kościele MB Gromnicznej, dziś również cerkwi. Tu ukłon w stronę ś.p. Gargamela :). Ten kościół stoi na stoku góry Wysoki Zamek, w najstarszej części miasta. Następnie - przy kościele NMP Śnieżnej - tam, skąd ukrywający się podczas II wojny światowej w kanałach lwowscy Żydzi słyszeli nabożeństwa dobiegające ze świątyni.
Widzieliśmy z zewnątrz cerkiew św. Piotra i Pawła nieopodal Cmentarza Łyczakowskiego. No i naturalnie kilkakrotnie "zaglądnęliśmy" do kościoła św. Antoniego, bo to kościół franciszkanów, którzy nas gościli. Kościół św. Antoniego i Katedra Łacińska to dwa kościoły katolickie we Lwowie, których sowieci nie odważyli się zamknąć w latach dyktatury komunizmu. I pamiętamy, że u św. Antoniego został ochrzczony Zbigniew Herbert.
Las wież i kopuł wszystkich kościołów Lwowa oraz innych budynków i miejsc doskonale widać z góry Wysoki Zamek.
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz