Czasem pozwalam sobie na ucieczkę w takie miejsce, które z racji tego, że jest samotnią, jest niszą mojego - pełnego na co dzień gwaru, zajęć i ludzi - życia.
Nie do końca bywam w tym miejscu sama ale za to w towarzystwie, które samotności nie szkodzi. Kiedy chcę rozmawiać, to rozmawiam. Gdy chcę milczeć - milczę. Mogę słuchać muzyki albo śpiewu ptaków. Taka ucieczka od zgiełku i od samej siebie. A może właśnie podróż w głąb siebie? Kto to wie? Zapewne zależy od nastroju i powodu, który zagnał mnie do owej życiowej niszy. Niezależnie od tego, jak długo trwa ten mój gigant, zawsze wracam wyczyszczona i odświeżona. Niestety za każdym razem z poczuciem, że nie chcę wracać. Taka dwoistość bycia. Może jakaś mała "schizofrenia"? Pielgrzymowanie do źródła, którego najmniejsza kropa wody ma uzdrawiającą moc i znaczenie. Moja osobista baśń pisana smutkiem i melancholią, buntem i rozdarciem, gwałtem i zgodą wydarzeń, które stają się, jak zręczną ręką dziewczynki korale nakładane na nitkę.
Dzisiaj była burza. Stopniowo robiło się coraz ciemniej, aż błyskawice zaczęły rozświetlać skrawek nieba widoczny pomiędzy ścianą lasu a dachem nad oknem, z którego można było oglądać świat. Jak nigdy w czasie burzy było bezpiecznie. Bo chwilę wcześniej odnalazłam spokój, którego poszukiwałam od tak wielu miesięcy, że zdaje się niemożliwością, by tak długo żyć z czymś, co zadaje aż tak mocny ból. Bo głód czasami boli. A pragnienia narastają.
Kiedy mknęłam potem od burzy do burzy odnalazłam jeszcze jeden spokój. Ten pozwolił mi po raz kolejny doznać olśnienia i pogodzenia. Bo są chwile, kiedy się godzę. Ale chyba znacznie więcej jest tych, w których rodzi się niepokora. Z braku pokory buduje się najwspanialsze rzeczy pod słońcem. Z braku pokory się tworzy. Nawet w miłości jest brak pokory i przeciwstawianie się złu.
Chociaż jestem tutaj już od tylu godzin, wyjątkowo ciężko jest mi dzisiaj wrócić. Może zostałam tam, w tej niszy, pomiędzy kroplami deszczu? A może w ułamku tej chwili, co nie powinna mieć początku ani końca? Zapewne jestem dziś członkiem "Stowarzyszenia Umarłych Poetów", bo najbardziej ze wszystkiego chciałabym, aby chwila trwała. Chwila, w której mogłabym schować się przed światem w milczeniu bądź w rozmowie, pomiędzy kroplami deszczu w bezpiecznej niszy rozświetlanej jaskrawym światłem błyskawicy.
No. Trwaj chwilo. I nie odwracaj się do mnie plecami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz