Ksas napisał dzisiaj na swoim blogu króciutki, acz bardzo dobitny tekst "Czas bzdur".
Odnosił się do konkretnej sytuacji, ale teksty Ksasa mają to do siebie, że są uniwersalne, ponadczasowe, wykraczają poza granice zdarzenia, którego dotyczą. Ot, domena mistrza pióra. No i mistrza w dusz pasaniu.
Często w tekstach Ksasa szukam drugiego, może i trzeciego dna, bo mam przeczucie, że są takowe. W tekście, o którym mowa nie trzeba szukać niczego - prawda w oczy kole. Właśnie niedawno rozmawiałam z kimś, z kim da się rozmawiać na takie tematy, na ten właśnie temat. O ludziach na sprzedaż. O ludziach, jak napisał Ksas, którzy sami "chcą być towarem nie otrzymując w zamian właściwie niczego, poza w miarę ładnym opakowaniem."
Na koniec zastanawia się "Czy jest jakiś sposób, aby ich wyrwać z tej matni, w którą dobrowolnie wchodzą? Aby ich zdjąć z półek, na których się pracowicie umościli i czekają, aż ktoś ich kupi i wykorzysta? Co zrobić, aby zrozumieli, że świat nie jest wielkim supermarketem, w którym sukces polega na tym, że cię ktoś wcześniej dostrzeże i da za ciebie większą cenę?"
No cóż? Wydaje mi się, że spory procent ludzkości nie ma świadomości swojego człowieczeństwa. Z moich obserwacji świata wynikają jeszcze inne wnioski - spory procent ze wspomnianego w zdaniu wcześniejszym sporego procentu stanowią pracodawcy właśnie. Ci zaś nakręcają pozostałych ludzi, zwanych pracownikami, do wystawiania się na sprzedaż.
Tu musi nastąpić mały zwrot ku moim poczynaniom na ścieżce dzieła wychowywania młodego pokolenia, a nawet jeszcze dalej. Moja pierwsza szkolna nauczycielka oprócz pisania, czytania i rachowania nauczyła mnie jeszcze jednej, bodaj największej rzeczy. Zawiera się ona w dwóch porzekadłach ludowych a naukowo nazywa się empatią. Porzekadła mówią: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" i "Nie śmiej się dziatku z czyjegoś wypadku, dziatek się śmiał to samo miał." Krótko i zwięźle, a jak genialnie trafia do serc i umysłów maluczkich.
Jest naturalnie oryginał nauki empatii w "Książce nad Książkami", ale do takich źródeł sięgać wychowawcom wtedy nie wolno było. A dzisiaj to takie zacofane.
Pracując z dziećmi i młodzieżą jak mantrę powtarzam tę moją niegdysiejszą lekcję. Bo to jeden ze stopni wtajemniczenia na drodze do własnego człowieczeństwa. Kolejnym, niekoniecznie drugim, jest nauczenie się miłowania siebie samego. Dalekiego od egoizmu i egocentryzmu pokochania siebie. I potem już prosta droga do innych ludzi. Do traktowania ich z miłością podobnej do tej, jaką się siebie samego obdarza. I przymiarki do działań w stosunku do innych rozpatrywane w aspekcie siebie samego.
Nie zmieni to oczywiście faktu, że jest sporo świń w ludzkiej skórze i wcale a wcale nie jest to orwellowska przenośnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz