MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 15 lutego 2012

Kot - Walenty

Zadzwoniłam dzisiaj do mojej koleżanki D. zapytać, co robią pod wieczór, z nadzieją, że może wpadną z D. na pogaduchy. Wiele można by mówić o D. i D., ale na użytek dzisiejszego pisania powiem, że są doskonałymi partnerami do rozmów wszelakich.
W odpowiedzi usłyszałam, że mąż (D.) obiecał jej romantyczną kolację w walentynkowy wieczór. Wiele się nie namyślając zaoferowałem romantyczną kolację u nas dla dwóch par. Po konsultacji D. z D. D. oddzwoniła, mówiąc, że chętnie przyjdą. Właśnie wybierałam się z Dużą Małą Dziewczynką na zakupy nowej garderoby. Rośnie jak na drożdżach - ani jej żywić, ani ubierać!
No i po wyjściu z domu spotkałam poważny dylemat. Zadzwoniłam nawet do D. czy przypadkiem nie ma jakichś sugestii w temacie, jakie dania powinny stanowić treść romantycznej kolacji dla dwóch par, które srebrne wesele mają już za sobą. D. stwierdziła, że nogi homara w zupełności wystarczą, a gdyby tych nie było, to w ostateczności jakieś pomniejsze frutti di mare będą namiastką tej romantycznej kolacji.
Stwierdziłam, że w naszym domu jest tylko jedna muszla klozetowa (kibel, jak mówi Maleńka Wnuczka), a to stanowczo za mało dla czterech osób. No bo żywo w pamięci mam całonocne własne "zwracanie" owoców morza, które zdarzyło mi się raz w życiu zjeść i szybko morzu zwrócić (wszak "wszystkie drogi prowadzą do morza" - "Gdzie jest Nemo").

- Najważniejszym jednak elementem romantycznej kolacji jest świeczka - powiedziała D.

Kolacja była przednia. Rozmowy cudowne. Atmosfera super. No i świeczka była również. Świeczka została jeszcze z wieczoru kolęd Cisowców, który w tym roku przypadł na zorganizowanie w naszym domu. Świeczkę, jak najbardziej romantyczną, przyniosła N. Gdy świeczka była nowa miała kształt choinki, ale po wypaleniu się do połowy ma już swój kształt. Brokat z niej spływa. Ale najpiękniejsze w niej jest to, że w środku ma światłowód i kolorowe światełka, które po zapaleniu knota świecą coraz innym kolorem - żółtym, niebieskim, czerwonym, zielonym.


No i nie wiedzieć, kto nauczył Syna Dzikiego Żbika, że gdy kolacja skończona, świeczkę się gasi. Dość, że futrzak dopóty igrał z ogniem, dopóki nie rozszedł się swąd spalonego futra.

Romantyczny jest ten Syn Dzikiego Żbika, czy raczej praktyczny?
Bo ja już nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz