Pogoda nie dopieściła nas dzisiaj słonecznym dniem. Nisko nad ziemią wisiały ciężkie chmury, jak przed śnieżycą, powietrze było przesycone wilgocią i wszystko to powodowało, że kolor i nastrój nieba nie różnił się wiele od koloru i nastroju ziemi. Niestety chmury zamiast śniegu przyniosły deszcz, choć trzeba przyznać, że w Dubantowskiej Dolinie, tuż za wyjściem z Wąwozu, sypał przez chwilę śnieg. Ale, gdy szłyśmy przez Jaworki od strony wejścia do Wąwozu Białej Wody, niestety mocno padał deszcz. I wielki kontrast bił pomiędzy bielą, która na szlaku powodowała ból oczu, a szarzyzną i brudem ociekających deszczem Jaworek, Szczawnicy i jeszcze niższego świata.
Tymczasem w Małych Pieninach i w Wąwozie Homole zima przystrojona jeszcze w piękne szaty skrzętnie przymierza się do odwrotu. Świadczy o tym odmarzający miejscami potok Kamionka i wielkie ilości nawisów śnieżnych czekających na sygnał, że to już.
Dziwnie cicho jest w Wąwozie. Zazwyczaj panuje tam ryk rozbijającej się o wielkie głazy skalne wody Kamionki. O każdej innej porze roku Wąwóz przemierza tłum turystów. A dziś skuty lodem potok, jak zakneblowany więzień, kilka osób idących tam lub z powrotem i to wszystko.
Dlatego od razu dało się zauważyć, usłyszeć raczej, w których miejscach woda uwolniła się spod lodu, bo szemrała ochoczo, gadając, że wiosna idzie! Jeszcze na głazach zatopionych w potoku leżą czapy śniegu. Przez to głazy pozamieniały się w gigantyczne pieczarki, jak ze świata po drugiej stronie lustra (obie Duże Małe Dziewczynki ostatnią wycieczkę zakończyły przejściem na drugą stronę lustra, cóż więc się dziwić, że dzisiaj świat taki irracjonalny). W jednym miejscu ścieżka zasypana lawiną śnieżną, która zeszła. Schody i mostki zamienione w lodowe zjeżdżalnie.
Całość tworząca nieziemskie zjawisko. Jasne wapienne skały Wąwozu sterczące na samym jego szczycie przechodziły w śnieżną biel, która pokryła drzewa i krzewy rosnące na stromych zboczach skalnych. I tak kaskadami spływały w stronę potoku, by na jego dnie utworzyć niewyobrażalne widowisko, na które składały się olbrzymie głazy pokryte czapami śniegu. Pięknie wyokrąglone, kuliste. Jak długo by szukać w pamięci, czy niepamięci skojarzenia do opisu w literaturze, sceny w filmie, widoku gdzieś na obrazie, czy fotografii, nie znajdzie się podobieństwa.
I idąc krok za krokiem wspina się na wysokość Doliny Dubantowskiej i mija się drzewa i krzewy, na gałęziach których, to tu, to tam, ktoś jakby bałwany postawił. Wiele drzew - wyższych i niższych, mają czapeczki śnieżne na samych czubkach, całe będąc nie ośnieżone. Też jakby ręką dowcipnisia uczynione, a nie jakimś prawem przyrody, kaprysem pogody.
Oj, jaki to był przyjemny dziś spacer, pomimo niedyspozycji aury! Po wyjściu z Wąwozu na szeroką przestrzeń wspominanej Doliny, wielka niespodzianka. Ktoś stoliki drewniane, które służą turystom pościągał na zimę.
Same ławki wystawały tylko zaledwie nad powierzchnię śniegu. Konsternacja i zdziwienie. No, ale administrator Rezerwatu Przyrody być może przygotował wymianę, konserwację itp. Jednak, gdyśmy podeszły do jednej z "ławek", okazało się, że to stolik właśnie, a ławki tkwią głęboko pod śniegiem. Ile tego śniegu jest w Dolinie?! Na legendarne Kamienne Księgi można wyjść od przodu bez trudu! Ile wody będzie musiał przyjąć i przetoczyć Potok Kamionka, gdy wiejący halny zrobi swoje i rozpuści cząsteczki wody uwięzione dziś jeszcze w zlodowaciałym śniegu?! Już wyobrażam sobie z jakim hukiem radości będzie spływał w dół w szalonym tempie - dzisiejszy więzień zimy, skuty jeszcze lodem. Trzeba tam będzie wtedy być i wysłuchać skarg potoku zamieniających się w radość z uwolnienia.
A wierzcie mi. Wiosna tuż tuż. Zima tylko musi spłynąć z gór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz