Lubię patrzeć na dłonie człowieka, lubię je obserwować w działaniu i w spoczynku. Śmiało mogę powiedzieć, że dłonie ludzkie mnie fascynują. Nie znam się na żadnych magicznych sztukach odczytywania linii życia i śmierci, szczęścia i jego braku, bogactwa i biedy. Nie będąc wróżką, ni chiromantką potrafię wiele odczytać z dłoni. To jest taki (myślę na własny użytek) nadprzyrodzony dar, który posiadam. Zawsze, gdy spotykam na swej drodze człowieka, patrzę na jego dłonie. Ze znajomymi jest łatwo - można dotknąć takiej dłoni w każdej chwili. Inaczej rzecz ma się w przypadku obcych osób.
Kiedyś jechałam autobusem komunikacji miejskiej i usiadłam na siedzeniu, które jest ustawione odwrotnie do kierunku jazdy, tworząc bardziej lub mniej przyjemne tet a tet z podróżnym siedzącym naprzeciw. Na kolejnym przystanku wsiadła pewna starsza kobieta i usiadła tam właśnie. Mój wzrok automatycznie powędrował na dłonie tej kobiety. I... i... cokolwiek chciałabym napisać teraz, po owym "i...i..." może być zbyt wielkie, lub zbyt małe. Dlatego napiszę po prostu, że dłonie tej kobiety wyglądały zupełnie jak dłonie Mojej Mamy, nieżyjącej wtedy już blisko 10 lat. Patrzyłam na nie głodnym wzrokiem, bo pragnęłam ich dotknąć, przelotnie choćby. Ale godziną przedpołudniową w autobusie w ogóle nie było ścisku. Mój wzrok biegał pomiędzy dłońmi, a twarzą kobiety. Kobieta to zauważyła i po jakimś czasie zaczęła kręcić młynki dłońmi, robić gesty jakby chciała te swoje dłonie ukryć. Była w wieku orientacyjnie zbliżonym do wieku Mojej Mamy. Gorączkowo zastanawiałam się, czy Moja Mama mogłaby wyglądać podobnie do właścicielki dłoni, które zdawały się być dłońmi Mojej Mamy. Podobnie, nie tyle z rysów twarzy, co z ilości zmarszczek na twarzy, sylwetki, oznak starości. Moja fantazja podsuwała mi prawdopodobną zbieżność, nawet z wyglądem zewnętrznym kobiety z autobusu. Z każdym przystankiem zbliżającym mnie do kresu mojej podróży mój wzrok chciał się coraz bardziej nasycić widokiem tych dłoni, których pierwowzór tyle razy gładził mnie w różnych momentach mojego życia, od pierwszej mojej chwili, do ostatniej chwili Mojej Mamy. Trzymałam ją za rękę, gdy odchodziła... Nigdy nie zapomnę tego ostatniego uścisku i odczucia, jakby po nim odszedł z niej duch. Uwolnił się z ciała.
W końcu, w połowie drogi między przedostatnim, a ostatnim dla mnie przystankiem na trasie autobusu, powiedziałam, najnormalniej w świecie powiedziałam tej kobiecie, że ma dłonie, jak Moja Mama. Nie pamiętam co jeszcze jej powiedziałam, pewnie musiałam powiedzieć, że Mojej Mamy już nie ma, nie wiem. Być może mój wzrok spowodował to, że kobieta z autobusu wzięła moją dłoń w swoje obie dłonie i zaczęła ją gładzić. Nie pamiętam, czy coś mówiła. Wybiegłam z autobusu z oczami tonącymi we łzach. Dławił mnie szloch. Jak przez mgłę widziałam drogę, szłam na pamięć wcale nie tam, gdzie miałam iść, a biegłam wręcz do najbliższego zaułka i tam rozpłakałam się na dobre.
Dłonie.
Lubię dotyk dłoni.
My harcerze w chwili, kiedy gaśnie blask dnia, blask ognia, nim nastanie mrok i cisza, śpiewamy:
Znad wód rechot żab rozlega się
I słońce żegna szczyty gór w purpurze zórz
Czas kończyć obozowy dzień czas kończyć już
Na apel, na apel! echo głos nasz nieś
Czuj-czuwaj, czuj-czuwaj! sztandarowi cześć
Na apel, na apel czas
Czuj-czuwaj! odkrzyknął las
Już zgasł ognia blask Podaj mi dłoń jak brat...
Można posłuchać tutaj.
- Podaj mi dłoń...
Mówisz:
- To zbyt wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz