MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Rocznica

Kiedy patrzyłam w kalendarz, dzisiejsza data wydawała mi się z jakichś powodów ważna. Tylko za nic nie mogłam tej ważności przypisać do konkretnego wydarzenia.


Początek roku obfituje w przeróżne rocznice związane z moimi bliskimi, przyjaciółmi i znajomymi, ale z dzisiejszą datą miałam poważny problem.
Dopiero, kiedy dzisiejszego przedpołudnia otwarłam w internecie okno portalu społecznościowego, przeczytałam na tablicy jednego ze znajomych użytkowników, że dzisiaj mijają trzy lata od śmierci Gargamela.
W ubiegłym roku w ten sposób pisałam o Gargamelu na mim blogu. Lokalny portal informacyjny "Sądeczanin" przypomniał moje wspomnienie. Po przeczytaniu ich, po powrocie do myśli sprzed roku i po uświadomieniu sobie, że nie pamiętając o rocznicy śmierci Wielkiego Przyjaciela Dzieci, mojego przyjaciela, doszłam do wniosku, że po prostu pogodziłam się z Jego śmiercią i wreszcie pozwoliłam mu odejść z mojego życia. Nie, żeby to była całkowita nieobecność i zapomnienie. Ale tak naprawdę dopiero teraz dojrzałam do myśli, którą zawarłam w ubiegłorocznych wspomnieniach. Gargamel nie odszedł! Tyle go wokół! Dzisiaj nie doskwiera tak boleśnie świadomość nieuchronności rozstania. Daleką drogę ja sama przebyłam od dnia sprzed roku, w którym zapisałam swoje refleksje.  Pisząc, że poprzez swoją śmierć Gargamel przybliżył niebo do nas, do ludzi, do ziemi, zapewne nie rozumiałam tego tak, jak dzisiaj to rozumiem.
Jeszcze bardziej nabrałam dystansu do śmierci, jako do ostateczności. Z roku na rok odbieram z większą mocą to śmiertelne rozstanie, jako chwilowe rozstanie przed wieczną ucztą, na którą wszyscy trafimy. Tylu ukochanych ludzi już tam jest i zajmuje najpiękniejsze - specjalnie dla nich przygotowane komnaty w Domu Ojca. Im piękniej kto żył, tym wspanialszą komnatę dostaje.
A Gargamel żył przecież najpiękniej jak potrafił. Żył tak, jak wielu nie potrafi żyć. Z niebywałą odwagą. Miał miłość do ludzi i zrozumienie. Jak dobry ojciec, który łagodnością obdarowuje swoje pociechy, ale też nie szczędzi surowego spojrzenia i przygany, kiedy przyjdzie na to pora. Ganiąc nie przestawał kochać. Im starszy, tym był łagodniejszy, wyrozumialszy, bogatszy w tolerancję i zrozumienie. Bardziej refleksyjny. Do końca jednak nie zatracił, wręcz coraz się szlifując w sztuce piętnowania absurdu i głupoty, i do ostatniego dnia pozostał bacznym, krytycznym obserwatorem i prześmiewcą skrzywionej rzeczywistości i fałszywych działań człowieka.
Daleką drogę przebyłam od dnia sprzed roku. Jednak zdecydowanie przemierzałam tę drogę bogatsza w naukę mojego przyjaciela. W zrozumienie tej nauki. Być może zdolna do dzielenia jej z innymi.
No i radosna, bo pozbawiona bólu spowodowanego rozstaniem z przyjacielem. Uwolniona sama od ziemskiego przywiązania do Jego osoby i pozwalająca Jemu na wolność w Jego przebywaniu na Bożych kolanach.
W kolejną rocznicę dnia, który był ostatnim w Jego cielesnej powłoce, składam hołd mojemu przyjacielowi. Przyjacielowi, który pozwalał mi bardziej niż rodzony ojciec na zachowanie mojego dziecięctwa w Jego sercu. I który pozwalał mi na oglądanie Bożej miłości w Jego oczach.

W myśl słów Janusza Korczaka, które przyświecają mottem 2012 roku: "nie ma dzieci - są ludzie", Gargamel wszystkim pozwalał być dziećmi. Dzieci zaś traktował najpoważniej ze wszystkich ludzi na świecie.

Cześć pamięci Wielkiego Przyjaciela Dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz