W jednym szpitalu zamknięto oddział, ponieważ NFZ nie podpisał ze szpitalem umowy na świadczenie usług, jakie ten oddział świadczył. To znaczy na pewno nie zdarzyło się to w jednym szpitalu w skali kraju. Mnie jednak chodzi o ten jeden konkretny oddział i szpital. Tak się składa, że pielęgniarką oddziałową na tym oddziale była moja serdeczna koleżanka, co to kiedyś nieopatrznie nazwałam ją Nibygościem i niech tak zostanie. Zresztą zrobiłaby się gmatwanina, bo serdeczna koleżanka, o której dzisiaj będzie, ma na imię tak samo jak ja, więc pewnie bym się pogubiła, a w ślad za mną poszedłby czytelnik.
Wieczorem Nibygość opowiadała mi, że rozmawiała dzisiaj z dyrektorem na temat swojej pracy. Dyrektor w swej wielkiej dobroduszności znalazł dla niej miejsce na oddziale wewnętrznym, na którym pełniłaby funkcję zastępczyni siostry oddziałowej, więc - motywował - stanowisko by utrzymała (prawie - dopisek autora), a i pieniądze te same (prawie - dopisek autora). Nibygość powiedziała jednak swojemu dobrodusznemu dyrektorowi, że niekoniecznie w życiu liczą się stanowiska i pieniądze i że ona może iść na tzw. "linię", czyli jako zwykła pielęgniarka w systemie popularnych "dwunastek". Komentarz Nibygościa do mnie na temat niechęci przyjęcia proponowanego miejsca pracy wyrażał stanowisko osobisto-służbowe, ale dokładnych motywów nie mogę zdradzić czytelnikowi, z obawy zdemaskowania osoby i miejsca. (Mam doświadczenie z portalu ogólnopolskiego na którym publikuję teksty; za wszelką cenę usiłuję zachować anonimowość miejsca mojego zamieszkania, czy nawiedzenia, a "taki jeden" już pod niejednym postem podał dokładne miejsce, które opisywałam.) Tak więc Nibygość wprawiła swojego dobrodusznego dyrektora w jeszcze większe zadziwienie, kiedy powiedziała, że może iść na oddział neurologiczny. Mało nie trzeba było (podobno - mój wniosek z opisu sytuacji, jaki Nibygość zastosowała) używać soli trzeźwiącej. Tak dobroduszny dyrektor się zdziwił. Podobno w całej historii szpitala nie zdarzył się jeszcze ochotnik zgłaszający się na tzw. "liniówkę" na neurologię. Tu winna jestem czytelnikowi wyjaśnienie (uznajmy, że jest na marginesie, więc zastosuję kursywę, żeby czytelnik wiedział, w którym miejscu wstawka się kończy), iż neurologia jest oddziałem, który Nibygość zna od podszewki, ponieważ z oddziałową tegoż oddziału zastępowały się wzajemnie podczas urlopów, czy innych nieobecności.
Dyrektor napomknął coś o pozostawieniu czasu na zastanowienie, nie podejmowaniu pochopnej decyzji, utracie zarobków, prestiżu itp. I w tym momencie, decydującym o przyszłości zawodowej Nibygościa, sama zainteresowana odezwała się tak:
- "Ale po co mnie obcego wroga szukać, skoro swój pod ręką, na własnej krwi wyhodowany?"
Muszę przyznać, że z Nibygościa inteligentna szelma jest. No, ale rezolutnością, to się dzisiaj nie wykazała. Gdyż dyrektor odpowiedział;
- No, skoro pani buduje podstawy swojej pracy na wrogości, to ja nie mam nic do powiedzenia.
Ot, durna! Zapomniała, że "Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem istoty sprawy nie peszyć przełożonego" (car Piotr Wielki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz