MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 sierpnia 2011

Został tylko cień

To miasteczko jest na mapie. Leży w Małopolsce. W dawnej Galicji. Jeżeli wspominam o Galicji, to dlatego, że gdy Galicja była, miasteczko to i jemu podobne, zamieszkiwali ludzie  różnych kultur. Po ówczesnych mieszkańcach galicyjskiego miasteczka zostało wspomnienie bardzo podobne do cienia na zdjęciu. Bo coraz mniej świadków tej odległej historii znajduje się jeszcze w naszej rzeczywistości. Odchodzą. Wraz z nimi w zapomnienie odchodzi koloryt galicyjskich miasteczek biedą okraszonych, gdzie katolik, żyd i prawosławny jedną kromką chleba się dzielili.

Cień domu z kominem i murowanym parkanem
 w małym, polskim galicyjskim miasteczku
Zdjęcie przedstawia stary dom z kominem oraz murowany parkan. Dom stoi tuż przy rynku w samym środku małego galicyjskiego miasteczka. Niedaleko linii kolejowej.
Dom ten przed laty zamieszkiwali starsi bracia w naszej wierze. Przed laty, to znaczy przed wielu, wielu laty. I trwał taki stan rzeczy z zakorzenioną już nie na mapach,a w umysłach ludzkich Galicją nim wielki wichrzyciel historii nie zburzył porządku świata i nie wykoleił marszu człowieka do wypełnienia dni modlitwą pracy i blaskiem codzienności. Wysoki murowany parkan tak wtedy, jak i dzisiaj zasłania przed ciekawskimi oczami wielki ogród, którym można się było dostać do synagogi. Sieć ogrodów za domami w małych galicyjskich miasteczkach była istnym labiryntem tajemnych przejść i krętych dróg prowadzących do historii życia niejednego pokolenia.
Dzieci wychowujące się w tym ogrodzie z ciekawością oglądały przez furtkę w murze od tyłu, jak toczą się losy tych, którym na podwórku Boga wypełniał się los. Potem same dorastały do tego, by podjąć zadanie przeznaczone dla nich. Przyszły na świat ich dzieci, po to, by nie dane im było dorosnąć. Ostatniej wiosny przed transportem do nazistowskiego obozu śmierci zbierały stokrotki. Maleńkie, beztroskie białe kwiaty ze słonecznym środkiem.
Ktoś komuś opowiedział tę historię, aż dotarła do mnie. Nie chcę zatrzymywać jej dla siebie. Nie mogę dźwigać jej ciężaru. Ona musi żyć. Bo ten, który ją pamiętał, zbiera już stokrotki z tymi wszystkimi, co wiele, wiele lat temu odjechali pociągiem tam, skąd tacy, jak oni, przeistoczeni wpierw w motyle stawali się aniołami i na obłokach przedostawali się do Boga.  I kto dzisiaj w tym bogatym w historię małym miasteczku galicyjskim znajdzie dziesięciu sprawiedliwych, by odmówili modlitwę za zmarłych?
גאָט פול פון רחמנות


Wciąż zauroczona książką autorstwa pani Ewy Andrzejewskiej "Obok inny czas o Mieście i Jakubie" pozwalam sobie na takie wędrówki. Zapraszam do świata, po którym został tylko cień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz