Z przyjaciółmi jest jak z książkami. Takimi książkami, co to już się je raz kiedyś przeczytało, poznało ich wartość, polubiło - wręcz pokochało, wystarało by kupić najpiękniejszy egzemplarz dla siebie, by nie pożyczać z biblioteki i do których nieustająco się wraca.
Moją ulubioną książką i to niekoniecznie od czasów dzieciństwa jest "Ania z Zielonego Wzgórza". Nie rozumiałam treści tej wspaniałej książki w dzieciństwie, toteż poznałam się z Anią dopiero, gdy byłam nastolatką bliską dorosłości. Do poznania z Anią musiałam dorosnąć. Gdy dorosłam, to potem już nigdy nie chciałam dorosnąć na tyle, by rozstać się z tą lekturą. Lubię otwierać wciąż od nowa karty tej książki i zagłębiać się w życiu mojej ulubionej bohaterki. Przy każdym otwarciu, podczas każdego czytania dojrzewam do innego odbioru Ani. Nic dziwnego - przecież to ja za każdym razem, za każdym czytaniem od nowa, jestem inna. Starsza i dojrzalsza i bardziej rozumiem, co mówi do mnie Ania - dziewczynka, Ania - podlotek, Ania - młoda kobieta, Ania - mężatka i Ania - matka.
Kto wie, może to Ania nauczyła mnie całej wrażliwości, jaką posiadam? No, nie mogę w to wątpić, że ma w tym swój udział - zapewne była doskonałą nauczycielką w tej sferze.
Ania zajmuje honorowe miejsce w moim sercu. Także w życiu. Stare, wyczytane tomy całej serii stoją na półce i czekają, kiedy znów po nie sięgnę. Znam tyle cytatów z książki, że zastanawiam się, czy nie było kiedyś przypadkiem tak, że spędziłam na rozmowach z Anią długie godziny, dni, może i lata? Zapewne tak, zapewne spędziłam, bo przeczytałam przecież cały cykl książek o Ani niezliczoną ilość razy na przestrzeni ponad 30 lat.
Zawsze było tak, że otwierałam "Anię", może lepiej by brzmiało: Ania otwierała się przede mną w trudnych momentach mojego życia. I pomagała, jak modlitwa. Nie chcę w tym miejscu powiedzieć, że lektura książki pomagała, bo mam pełną świadomość, że to Ania mi pomagała! Wspaniała bohaterka - natchniona Duchem i Słowem, uczyła patrzeć od innej strony na życie. Od tej, od której ta ruda, zamieszkująca na kartach książki dziewczynka, potrafi nań patrzeć. Tak, bo Ania kryje w sobie cudowną tajemnicę: nawet, gdy stała się panną, potem kobietą i matką, w środku została tą samą małą, wrażliwą, rudą dziewczynką. (Nawet, gdy w dorosłym życiu jej włosy stały się ciemniejsze - prawie kasztanowe.) I w dodatku Ania każdemu, kto potrafi ją zrozumieć i zaprzyjaźnić się z nią, ofiaruje to samo - umiejętność pozostania dzieckiem w ciele dorosłego, w jakiego się powłoka człowieka z czasem zamienia.
Cudowną jest świadomość, że na półce czeka na mnie tak wielka przygoda, jaką jest odkrywanie Ani podczas każdego czytania, od nowa. Cudownie jest móc otworzyć ulubioną książkę znowu i znowu. Niby ta sama, ale za każdym razem inna.
Jak przyjaciele.
Minionej nocy otwierałam ulubioną książkę.
Książki są jak przyjaciele.
Odwiedziła mnie Urszulanka.
Przyjaciele są jak książki.
Z Urszulanką uczyłam się wrażliwości na świat.
"Zawsze robi mi się smutno, gdy coś miłego się kończy. Co prawda zawsze można mieć nadzieję, na coś jeszcze milszego, ale co do tego nigdy nie ma pewności."
("Ania z Zielonego Wzgórza")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz