MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 5 sierpnia 2011

Uciekający czas

Po powrocie z obozu ładnych parę dni trwało moje przystosowanie do codzienności. Nic dziwnego - z obozu harcerskiego wraca się zawsze bardzo zmęczonym, niezależnie od tego czy było się uczestnikiem, czy kadrą. Zdarzało się w historii organizowanych przez nas obozów, że były donosy rodziców, iż dzieci po powrocie do domów śpią kilka dni z rzędu. No cóż, gdyby rodzice wiedzieli ile się dzieje na takim obozie, to zapewne nie dziwiliby się temu, że dziecko miast wypoczęte, wraca pod ich skrzydła pełne wrażeń i niezapomnianych przeżyć.
Umówmy się, że organizowane przez nas obozy w Stanicy są pseudoharcerskie, ponieważ nie uczestniczą w nich harcerze. Nasze obozy służą temu, by zaszczepić ideę harcowania. Udaje nam się i jedno i drugie, czyli zaszczepić ideę harcowania poprzez zastosowanie "męczących" (kadrę i uczestników) metod pracy. Od razu spieszę z wytłumaczeniem, by nikt nie chciał chcieć mnie znowu po sądach włóczyć, że "męczące" metody pracy, to takie, które zmuszają do aktywnego wypoczynku: górskie wędrówki, zajęcia na basenie, nordic-walking, gry terenowe, ogólnie pojęte harcowanie i tym podobne formy pracy zniechęcające uczestników do naruszania cierpliwości kadry instruktorskiej (wychowawczej) poprzez nadmierną aktywność własną w czasie nieprzeznaczonym do tego.


W te wakacje przystosowywać się do codzienności musiałam w odmiennych warunkach niż zazwyczaj, bo od pierwszego dnia po obozie w tę codzienność wpleciona była też praca zawodowa.
Ledwo więc unormowałam i zharmonizowałam wszystko, w czym uczestniczę (bardziej siłą rozpędu), a przyszedł moment refleksji: przecież sierpień na dobre zagościł w kalendarzu i zapewne nie wiedzieć kiedy, przemknie, by wraz z bocianami około ostatniej dekady odlecieć do ciepłych krajów i miejsce po sobie zostawić wrześniowi i październikowi.

A wrzesień i październik to integracje.
I nie wiadomo: bać się tego czasu, czy czekać nań z niecierpliwością? Znów będziemy mieć do czynienia z młodzieżą niezrzeszoną, w dużej mierze trudną; zmieniającą się, jak w kalejdoskopie. Taką obrałam sobie drogę służby harcmistrzowskiej - żeby nie było łatwo. Mój drużynowy powtarzał : "per aspera ad astra", więc, gdy wreszcie jestem na prawdziwej harcerskiej imprezie, to czuję się, jakbym miód spijała. Trudna ta moja służba, ale taką podjęłam niegdyś decyzję. Zapewne w myśl jednej z sentencji Druhny Babci, że i te (w tym wypadku niezrzeszone) dzieci mają prawo do radosnego i szczęśliwego wzrastania. A wierzę, że poprzez moją pracę, naszą, bo przecież nie pracuję sama, pokazujemy tym dzieciakom kawał świata z wartościami.


Przeglądam kosztorys integracji zatwierdzony ostatecznie przez obie strony: Urząd Miasta i Hufiec i planuję brzmienie i wygląd informacji do szkół. Umowa opiewa na 250 uczestników. W ubiegłym roku szkolnym zintegrowaliśmy 550 dzieciaków, w tym roku spodziewamy się podobnej ilości. Zaledwie w ciągu września i października. Na tegoroczne integracje Miasto dało nam trzy razy większą kwotę. Wiem już, co będzie tematem przewodnim integracji!
Tegoroczne integracje pozwolą uczestnikom wznieść się pod niebo, nabrać wiatru, spróbować zmierzyć się z własną niemocą, by na koniec udowodnić wszystkim, że człowiek stworzony jest do tego, by u jego ramion rosły skrzydła...
Każde dziecko przyjedzie do nas ze swoją własną"opowieścią" o tym, jakim jest człowiekiem. A naszym zadaniem będzie, w niezwykle krótkim czasie, uświadomić im wszystkim i każdemu z osobna, że w pojedynkę nie zdziała się w życiu nic.

Chociaż czasami człowiekowi tak bardzo potrzebne jest oddalenie od świata i ludzi... ale w myślach i przeżywaniu. Nie w działaniu.

(Zdjęcia pochodzą z obozu letniego w Stancy z zajęć prawie terapeutycznych, podczas których uczestnicy mieli za zadanie przygotować dla wszystkich uroczystą wesołą kolację w plenerze).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz