MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 5 sierpnia 2011

Wszystko płynie

Na dzisiejszą noc zamieniłam moją kuchnię w przetwórnię owocową. Może niezbyt to precyzyjne określenie, bo przecież wiśnie i czarne porzeczki puszczały sok od dobrych kilku tygodni. Nadszedł czas, by zlać sok ze słoików, obrobić termicznie i rozlać do butelek. Oczywiście, gdyby nie chmura muszek owocówek unosząca się nad słoikami, w których w sposób naturalny owoce puszczały sok, nie znalazłabym w sobie motywacji do zakończenia właśnie dzisiaj procesu przetwórstwa owocowego. A tak, wreszcie będę miała częściowo zapełnioną szafkę z przetworami:)
Dostrzegłam tę chmurę muszek owocówek w dobrym momencie - minionej nocy skończyłam przenoszenie plików z komputera stacjonarnego do laptopa, więc zapewne mogłam przejrzeć na oczy. Wykonałam mrówczą pracę - każdej nocy po kilka godzin poświęcałam na zgranie w sumie kilkuset gigabajtów zdjęć i dokumentów tekstowych.

I o czym ja chciałam pisać?

Wrócił do mnie we śnie koszmar przeżytej burzy gradowej.
Dobrze, że czasami można uciec od koszmarów sennych w robienie przetworów.
Sok wiśniowy ma cudownie koralowy kolor. W powietrzu unosi się zapach wiśni. Taki pestkowo-migdałowy. I ten zapach ma kolor wiśniowy. A w moim śnie ulicę, przy której mieszkam, nagle zalała przeogromna woda. Dzika i rwąca. Zanurzyła mnie w sobie po pas. Wyciągnęłam rękę, ale nie było nikogo, kto mógłby tę moją rękę złapać. Nie utonęłam. Nie mogłam dotrzeć do pracy!

Na moim soku nawet nie zbiera się zbyt dużo "szumów". Mimo, że wiśnie były obite deszczem. W ogóle puściły dużo soku. Zadziwiająco dużo soku. Ale też były mocno dojrzałe, gdy je zerwano dla mnie z drzewa.

Nikt nie lubi koszmarnych snów, a ja w szczególności nie lubię nocnych lęków i niepokoju. Gdy byłam małym dzieckiem, przebudziwszy się nocą w gorączce, zobaczyłam nachylającego się nade mną diabła. Tak sobie wtedy pomyślałam, że to diabeł. Wyglądał identycznie, jak taki czarny gumowy diabełek, z czerwonymi oczami i czerwonym wyskakującym jęzorem. Jęzor ów wyskakiwał, gdy się diabła ścisnęło. Diabeł miał rogi i ogon. Takie zabawki można było kupić w kiosku w czasie Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką. Zapewne była to sugestia i jakieś zaburzenie pracy fal mózgowych podczas wysokiej gorączki, a nie żadne senne widziadło. Ale do dzisiaj pamiętam ten strach, który przeżyłam. I nigdy o tym nikomu nie powiedziałam.

Naszym życiem rządzą czasami dziwne zjawiska. Pojawiają się straszydła, które nie pozwalają normalnie funkcjonować.
Po owej burzy gradowej przeprowadziliśmy wieczorem z dziećmi pogadankę na temat naszych przeżyć. Widać dla mnie była nie dość wystarczająca.
Przed laty wybrałam się z moją Małą Dużą Córeczką pociągiem do sanatorium nad morzem. Mała Duża Córeczka była wtedy jeszcze całkiem malutka. Miałam bagaż dla nas obu. Małą Dużą Córeczkę trzymałam za rękę.  Przez kilka lat po owej wyprawie nawiedzały mnie koszmary senne, że dziecko wyrywa mi się i na moich oczach wpada pod lokomotywę nadjeżdżającego pociągu.

Człowiekowi potrzebna jest ponoć odpowiednia doza lęku.
Czy więc pozwolić, by owa wielka woda wraz z burzą gradową przechodziła przez moje sny do czasu, aż nie zabierze ze sobą wszystkich lęków i niepokojów, które spowodowała?
Niech płynie. Wszak wszystko płynie.

To jest co prawda niegdysiejsza nalewka, ale wiśniowa.



Zaraz do butelek spłynie pięknej koralowej barwy sok wiśniowy na smaczne, latem pachnące herbatki, które będą płynęły w naszym domu zimą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz