Moje wnuki są jeszcze pąkami zaledwie. A nawet można zaryzykować stwierdzenie, że nasionami, co wzrosły na wiosennej grządce.
Tak sobie przypomniałam, że moja córka, gdy była trzy-, może czteroletnią dziewczynką, już pytała mnie skąd się biorą dzieci. Zawsze udzielałam dzieciom prawdziwych odpowiedzi, na miarę ich pojmowania, toteż odpowiedziałam wtedy, że potrzebne jest, aby tatuś zasiał u mamusi takie specjalne nasionko i tak dalej, i tak dalej. Moje dociekliwe dziecko pytało jeszcze, jak się podlewa to nasionko. Odpowiedziałam, że trzeba po prostu jeść. Mała Duża Córeczka, bo o niej mowa, zakończyła temat stwierdzeniem, że w takim razie poprosimy dzisiaj tatusia, aby dał mi to nasionko, a potem ja będę gotowała sobie (nie wiedzieć czemu) kisiel i będę go jadła i tak z nasionka zrobi nam się dzidziuś.
Niemal w tym samym czasie, kiedy odbyła się ta rozmowa, Mała Duża Córeczka miewała sny, podczas których bolały ją skrzydła. Mówiła o tym przez sen.
W wieku pięciu, może sześciu lat podyktowała swojej babci opowieść o Arielce - ulubionej po dziś postaci z bajki. Opowieść zapisana na okładce malowanki była na miarę lotnego pióra uznanego bajkopisarza. Mam pewność, że babcia nie mogła tego napisać.
Moja Mała Duża Córeczka - wielki duch w małym ciele, które jest kolebką dla znaczniejszej radości, niż ta wynikająca z piastowania własnych dzieci.
Moja córka - matka wszystkich moich wnuków. Najpiękniejszych kwiatków letniej łąki mojego życia.
Moje wnuki nie mają jeszcze własnych powiedzonek na miarę sztambucha. Mają za to nadprzyrodzoną zdolność kruszenia serc.
I jeszcze jedno.
Z wielkim rozrzewnieniem spoglądam, jak starcza sylwetka prababci gnie się nad maleńkimi postaciami i całuje rączki i stopy tych najcudowniejszych w świecie istot. Z wielką miłością i oddaniem pochyla się nad swoimi prawnukami. Mądra kobieta! Jak nikt z nas wszystkich zdaje sobie sprawę z niepowtarzalności spotkania z tymi maleńkimi pielgrzymami w jednej czasoprzestrzeni tutaj na ziemi. Jej zamglone starością oczy zaczynają błyszczeć jak gwiazdy, gdy wiodą wzrok za tymi perłami w koronie jej rodu. Bo moje wnuki noszą jej nazwisko.
I ja wzrastam do większej jeszcze i niczym nie ograniczonej Miłości, mogąc uczestniczyć w tej wielkiej uczcie na wzór Bożej Agape.
Prababcia z moją wnuczką |
W minioną niedzielę ochrzciliśmy Najmniejsze Maleństwo.
Obie płakałyśmy. Prababci już się to zdarzało. Mnie po raz pierwszy. Bo w nowy sposób odkryłam na mapie mojego życia drogę przemijania. Przemijania prowadzącego do wypełnienia się obietnicy.
Właśnie wszystko się spełnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz