- Ciekawe, gdzie ten autobus jedzie? - zastanawiała się na głos pewna Pańcia, rzucając pytanie jakby do swojej Koleżanki.
Pańcia miała zabandażowaną rękę i to całą - od palców po pachy i to budziło współczucie, ale coś w jej zachowaniu było nieprzyjemnego. Na pierwszy rzut oka odpychała. Była z rodzaju tych głośnych i zajmujących swoją osobą wszystkich dookoła. Obie z Koleżanką wsiadały do autobusu komunikacji miejskiej na pętli, autobus chwilę stał, mogły przeczytać - tablica była dobrze opisana.
Nie znały miasta, więc gdziekolwiek autobus by jechał, one i tak by nie wiedziały.
- Może jedzie tam, gdzie postój tych koników? - infantylnie zastanawiała się na głos Pańcia.
Zadała jeszcze kilka pytań w przestrzeń, na tyle głośno, by zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Siedziała tuż obok mnie. Niestety.
Ja miasta też nie znam, ale jako tako się orientuję. Zazwyczaj przemierzam miasto środkami komunikacji, ale też nie ma ono skomplikowanej topografii. Jedna główna ulica rozwidlająca się na wylotową i prowadzącą w głąb Zdroju. Postój zaprzęgów konnych jest po prostu nieopodal Hawany. A Hawana jest najbardziej charakterystycznym punktem w mieście. Słynny peerelowski koktajlbar w mieście uzdrowiskowym, w którym ponoć podawano najsmaczniejsze desery w Polsce Ludowej. Kto pochodzi z Krynicy lub z okolic albo odwiedził Krynicę przynajmniej raz w życiu, dawniej lub obecnie - taką wiedzę siłą rzeczy ma.
Z grzeczności, a przede wszystkim z nadzieją, że Pańcia przestanie robić tanie widowisko odpowiedziałam, że w miejsce, które wymieniła autobus nie jedzie, ale ja będę wysiadała na przystanku najbliżej tego miejsca, więc powiem kiedy, to i panie sobie wysiądą.
No i tym samym ukręciłam na siebie bat, jak niegdyś grzeczna i uprzejma Kobieta w busie odpowiadająca na niewinne pytanie Starszego Pana.
Pańcia zaczęła naraz zadawać niezliczoną ilość pytań - jedno infantylniejsze od drugiego.
A to: czy my już jesteśmy w Krynicy? - choć autobus komunikacji miejskiej jedzie od Krynicy do Krynicy.
A to: gdzie ulica Zdrojowa? A właśnie nią jechaliśmy i chwilę wcześniej to oznajmił kierowca.
A to: czy kierowca jedzie pod Hajduczka, bo one może jednak by tam wysiadły, jeśli to NA Parkową (na Górę Parkową jedzie i owszem - wyciąg - kolejka górska szynowa) a Hajduczek dokładnie w drugą stronę niż postój koników.
A to: może my wysiądziemy jednak przy poczcie, ale gdzie to i czy daleko od tych koników?
A to: czy może w takim razie ten autobus jedzie do Słotwin, ależ nie one nie chcą do Słotwin, bo są tylko do jutra, więc nie zdążą, ale chciałyby wiedzieć, czy przynajmniej autobus tam jedzie, bo to stamtąd ta woda mineralna Sło- Słotwinka?
Itd. itp.
W końcu wysiadły jednak ze mną i Pańcia na koniec serdecznie mi dziękowała, że niby taka miła jestem. Najwidoczniej nie słyszała mojego zgrzytania zębami.
Skierowałam swoje kroki na moje wydeptane codziennym wydeptywaniem miejsce na przystanku autobusowym, by oczekiwać na bus, który powiezie mnie do domu. Ale Pańcia zadała jeszcze jedno pytanie:
- Ale ta ulica Zdrojowa to mówi pani, że gdzie jest?
Stałyśmy na chodniku przy ulicy Zdrojowej! Mówił to kierowca, mówiłam ja jeszcze w autobusie!
- Bo tam jest podobno taka pizzeria.
Wyjaśniłam, że nie wiem, gdzie jest pizzeria przy ulicy Zdrojowej, a nawet jeśli jest, to pewnie nie jedna, bo ulica długa w swojej długości. Podpowiedziałam, że tuż obok jest ogródek z daniami z grilla i nie tylko z grilla, z pięknym widokiem na Deptak i Stary Dom Zdrojowy.
- A nie, proszę pani, my nie chcemy zjeść. My tylko chcemy zobaczyć, bo nam taksiarz (! - słowo wyszło z użytku wraz z wyjściem z naszego kraju zaprzyjaźnionych wojsk i odejściem dawnego ustroju) powiedział, jak nas wczoraj wiózł z dworca, że koło pizzerii na ulicy Zdrojowej są kwatery z pokojami po 18,- zł. ale, że tam takie menele i menelnia jest. I my chciałyśmy zobaczyć jak ta menelnia wygląda.
- A widzisz tu taki zniszczony dom, ale to ludzie tu sobie normalnie mieszkają - słyszałam jeszcze oddalające się Pańcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz