Dzisiejszy dzień był również dniem, w którym obudziłam się ze świadomością, że nie jadę do hotelu. Miast trwogi, nastrój był błogi, że tak powiem wierszem.
Od razu wzięłam się za rzeczy długodystansowe, to jest takie, których wykonanie zajmuje sporo czasu. Przez całe wakacje czas miałam podzielony na krótki odcinek przed południem i jeszcze krótszy wieczorem. Tylko noce miałam długie.
By ulżyć portfelowi poszłyśmy z Dużą Małą Dziewczynką po podręczniki.
Zlałam i zabutelkowałam z 15 l soku malinowego, bo owocówki znowu zakwaterowały się w naszej kuchni. Przy sokach to nawet brakło mi czasu i kilka słoi zostało do zlania i zabutelkowania na jutro. Choć jutro jest już od ponad godziny... Znowu nie ma księżyca na niebie. Poszedł sobie do Nowiu i powoli zacznie wracać. Chodzi tam i z powrotem, jak jaki tolkienowski hobbit. W zasadzie, gdy się mieszka w centrum miasta na skrzyżowaniu, to nie ma znaczenia, czy księżyc daje światło, czy cień.
Na ulicy latarnie świecą krócej. Miasto oszczędza. Ale drzewa urosły takie wysokie, że to nie ma znaczenia. Za oknem ciemno i cicho. Gdy księżyc w Nowiu - noce cichsze, spokojniejsze. Szaleńcy motoryzacyjni śpią podczas ciemnych nocy. Nikt nie przejeżdża z piskiem przez skrzyżowanie.
Jarzębina dojrzała. I nie zauważyłam momentu, w którym bociany umawiały się na tegoroczny odlot. Droga Doliną Kamienicy nie dostarcza atrakcji w postaci sejmikujących wielkich ptaków z długimi czerwonymi dziobami, na czerwonych wysokich nogach. Za to w drodze do Kosarzysk, na Zamakowisku, w tym samym miejscu, w którym papież kanonizował Panią Sądeckiej Ziemi, co roku zbierają się wszystkie bociany rezydujące w Beskidzie Sądeckim i ustalają formę podróżowania, może jakiś regulamin itp.
Swoją drogą, czy święta Kinga chciałaby takiej adoracji za życia, by w jej wyniku powstało stowarzyszenie jej czcicieli? Myślę, że nie. Ale stowarzyszenie powstało kilkanaście lat temu.
Młody Człowiek kiedyś ciekawie opowiadał o świętej oraz o jej ciotce - Elżbiecie - również świętej. Oprowadzał wtedy po Starym Sączu Rudą Druhnę znaną wszystkim ze służby pod krzyżem przy Pałacu Prezydenckim po katastrofie smoleńskiej. Ruda Druhna ma na imię Kinga. Pewnie dlatego Młody Człowiek postarał się, by opowieść była wyjątkowa. Ruda Druhna przyjechała ze swoim zastępem harcerek oraz ze swoją mamą. Ma czworo rodzeństwa i psa. Jedna z sióstr - bliźniaczo do niej podobna, jest członkinią zastępu Rudej Druhny. Może i jest bliźniaczo podobna, ale nie jest tak charakterystyczna, jak jej młodsza siostra. W Rudej Druhnie tkwi coś, co każe zwrócić na nią uwagę. Jest całkowicie niebanalna.
Młody Człowiek zaimponował mi też opowieścią na temat cerkwi i historii łemkowszczyzny na terenie Beskidu Sądeckiego. Nie tak dawno wspólnie jeździliśmy na tak zwany (przez Młodego Człowieka) rekonesans, by objechać trasę cerkwi, wybrać najładniejsze i z najciekawszą historią. Młody Człowiek przygotowywał się wtedy do oprowadzania wycieczki. Długo stał pod tablicami z informacjami na temat poszczególnych cerkwi, prosił o zrobienie zdjęć tym tablicom. Żaden przewodnik nie wytłumaczył, bym zrozumiała, o co to chodzi z tym ikonostasem. A Młody Człowiek podczas tegorocznego obozu powiedział to tak, że dotarło. Sama mogę teraz innym opowiadać.
Kto rozpętał to całe szaleństwo o krzyż pod Pałacem Prezydenckim? Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem jest po lekturze książki i studiach nad postacią Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Mówi, że czytając historię generała miał wrażenie, że czyta o czasach kompletnie współczesnych.
"Bijecie się o honor? A my o naszą wolność. Czyli każdy walczy o to, czego mu brak."
B.Wieniawa-Długoszowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz