Nie straciłam wrażliwości!
Może nabrałam dystansu do własnej osoby? A może nabrałam dystansu do ludzi. Obie hipotezy są prawdopodobne.
Stoję sobie, jakby na zewnątrz wszystkiego, co się wokół mnie i we mnie dzieje i spoglądam na reakcje ludzi, którzy przemieszczają się, jak na przyspieszonym filmie.
I widzę, jak wielce ludzie skłonni są do osądów i oceniania innych! Sami bezkompromisowo stojąc na stanowisku pępka świata. Jedynie słusznym stanowisku. Wydaje im się, że mają przepis na wszystko, że poskromili i posiedli wiedzę wszelaką, a ktokolwiek chciałby co zrobić i tak nie dorówna ich zdolnościom, wiedzy i umiejętnościom.
I zaraz też wszystkim innym przypinają, jak łaty na wytartych kolanami spodniach, swoje własne frustracje, kompleksy i braki, wmawiając im, że są małymi człowieczkami bez godności. Sugerują wszelakie podłości, widząc innych ludzi przez szkła ciemnych okularów.
Stoję, jakby na zewnątrz siebie i patrzę.
I im bardziej ktoś zarzuca mi większe łajdactwa myśli i czynu wobec drugiego człowieka, tym bardziej staję się gładką taflą lustra, w którym rzucający oszczerstwa przygląda się własnym winom wobec wizerunku żywego Boga we mnie. Wszak jestem stworzona z Miłości. I patrząc, widzę nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz