Jedni przychodzą, inni odchodzą. W tym sensie, że przemierzają ścieżki swojego życia wplatając się równocześnie w mapę dróg innych wędrowców. To już trzy pokolenia instruktorów-wychowawców minęły od czasu powstania pierwszego zastępu skautów na sądeckiej ziemi. Trzy pokolenia mądrych, oddanych i pracowitych ludzi. Ludzi, dla których praca z dzieckiem jest inspiracją, uczy pełniejszego człowieczeństwa, daje spełnienie i wreszcie pozwala służyć. Bo o służbie myślą, kiedy mówią: harcerstwo. O Bogu myślą, kiedy mówią: harcerstwo. O Ojczyźnie myślą, kiedy mówią: harcerstwo. I o bliźnim myślą, kiedy mówią: harcerstwo.
Wędrowcy z mojej opowieści przemierzają świat w zielonych i szarych mundurach, z czapką, na której widnieje złota lilijka, w wygodnych butach i grubych skarpetach. Od deszczu i wiatru chroni ich peleryna. W pogodę, czy niepogodę, zawsze radośni i pełni zapału, kręgiem zasiadają przy wieczornym ogniu. Ten, trzaskając suchymi polanami, sypie czar iskier prosto w żarliwe serca, zapalając gwiazdy na ich wspólnym niebie. Znają zaklęcia by zaczarować wieczór, by dym z ogniska mógł wyciągnąć pieśni hen pod las, wysoko na szczyt. Te szczyty beskidzkich pasm pozwalają im samym wytyczać granice ich własnych słabości i niedoskonałości, które muszą pokonać. Pokonać, by służyć przykładem i wzorem dla swoich wychowanków. A młodzi bacznie obserwują i uczą się takiej własnie służby, bo przejmować ją z pokolenia na pokolenie koniecznie trzeba. Zawsze dla Boga, dla Polski, dla bliźniego.
Każdy z nich jest tytanem pracy. Takiej najcenniejszej, bo bezinteresownej. Spędzają dni i tygodnie, by przygotować zwykłe zbiórki, manewry, rajdy, gry, zloty, biwaki i obozy. Czasem się ze sobą kłócą. Po to, by wywalczyć pełniejsze zwycięstwo w postaci radośniejszego uśmiechu dziecka. Częściej pochylają swe głowy nad wspólną koncepcją zrodzoną z harcerskiej metody. Wplatają harcerskie ideały w plany na przyszłe życie swoich wychowanków. Każdy z nich dobrze wie, że "Jak raz harcerzem, to na zawsze!" Dlatego muszą zapomnieć o sobie, kiedy myślą o dziecku.
Są niespokojnymi duchami, wiecznymi tułaczami, pielgrzymami odwiedzającymi własne domy po to, by nabrać energii do swojej służby. Niech nikt im nie ma za złe, że na równi ze swoimi dziećmi ogarniają miłością wszystkie dzieci, które staną na ich drodze. Choć wiecznie w marszu, przywiązują się do miejsc, jak choćby do starego drewnianego domu w Kosarzyskach, który nazwali Stanicą, a który od ponad osiemdziesięciu lat przygarnia ich pod swój dach. To dzięki takim miejscom jak Stanica, to dzięki przywiązaniu do siebie nawzajem, dzięki gotowości do służby i dzięki miłości do Boga, Ojczyzny i drugiego człowieka powstała śpiewana dziś w całej Polsce "Modlitwa harcerska". "Modlitwa harcerska" wyszła prosto z serc instruktorów, przemierzających z wielką tęsknotą, ale i z przeogromnym oddaniem Ziemię Sądecką.
Czy jest na tym świecie jakiś trud albo znój, który byłby w stanie ich odstraszyć? Nie! W rzewnej piosence, co też w ich kręgach powstała, ale również poprzez przykład własnego życia w służbie zapewniają, że złu wydali bój. I to śmiertelny. Najpierw i przede wszystkim pracują nad sobą. Potem własnym przykładem pokazują swoim wychowankom, jak żyć, by życie było wartościowe. Od stu lat rozjaśniają mrok bylejakości, nicnierobienia, malkontenctwa i wreszcie głupoty i zła, które wciąż się w świecie sieją. A przy tym są zawsze uśmiechnięci, pogodni, radośni. Wciąż rosną im skrzydła u ramion.
Mijają lata, mijają pokolenia, wiek minął! A oni dumnie wypinają do przodu pierś, na której błyszczy najważniejsze odznaczenie ich życia - harcerski krzyż. Jak order Virtuti Militari.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz