Wędrowanie po świecie daje wiedzę, że w każdym swoim zakątku świat jest piękny, jedyny i niepowtarzlny. Można porównywać miejsca, te są jednak różne. Niby podobne, ale jednak - jakiś drobny niuans sprawia, że wiemy, że jesteśmy w nowym miejscu.
Na pewno podróże po świecie kształcą. Jestem w nowym miejscu, o którym niewiele wiedziałam. Ba! Nie wiedziałam prawie nic. Wyjechałam sobie za granicę, do kraju, o którym wszystkim Polakom wiadomo, że niegdyś był naszym, Polaków i Polski ciemiężycielem. No, o historii bynajmniej nie zamierzam się rozpisywać, choć poznałam kilka faktów z historii Linzu. Dowiedziałam się, że swoje dziecisńtwo spędził tutaj Hitler. Urodził się w miasteczku Braunan, ale wkrótce jego rodzice przenieśli się do podlinzowskiej wsi Leonding, by w końcu przenieść się do samego Linzu. Dzisiaj Leonding jest dzielnicą Linzu (widziałam z okien samochodu tę dzielnicę). Adolf stał się na tyle sentymentalny w stosunku do miasta, że zaczął uważać je, jako swoją rodzinną miejscowość. Inwestował w Linz. Chciał, by powstała tu stolica życia kulturalnego Trzeciej Rzeszy. Z punktu widzenia ekonomicznego tak zadbał o swą "rodzinną niejscowość", że rozebrane w Czechosłowacji liczne zakłady przemysłowe i produkcujne, przeniósł do Linzu.
Miałam o historii nie pisać. Ale to jest wiedza, którą zdobyłam dzięki podróży.
Linz leży w Górnej Austrii. Po niemiecku bardzo ładnie się to pisze i ładnie brzmi, ale nie mam w programie bloggera niemieckich diakrytyków. Blisko 30 lat nie miałam kontaktu z językiem niemieckim, którego bardzo gruntownie nauczyłam się w szkole. Raz w swoim życiu byłam tłumaczem grupy niemieckiej (enerdowskiej) młodzieży w Polsce, ale to było tuż po szkole. Jednak, gdybym tylko spędziła tu więcej czasu i miałabym konieczność porozumiewania się w tym języku, szybko odzyskałabym zdolność używania języka. Tego się nie zapomina! Wiedza o tym, że umiejętności językowych się nie traci, to kolejny punkt do listy kształcenia dzięki podróży.
Jeszcze wczoraj, gdy włączone było radio, to w sposób drażniący działał na mnie język niemiecki. Dzisiaj zastanawiałam się, czy ktoś znalazł polską stację, bo nie rejestrowałam obcych słów. Wsłuchałam się i stwierdziłam, że stacja jest jednak niemieckojęzyczna. Jak miła pieśń dla ucha brzmią słowa niemieckie - słyszane i czytane.
Linz jest stolicą Landu. Jest trzecim co do wielkości miastem w Austrii.
Ratusz miejski wygląda, jak sanatorium, albo hotel w górach, a nie jak urząd.
Przejazd z lewego na prawy i z prawego na lewy brzeg Dunaju to codzienność.
Dunaju. Nie Dunajca! "Nad pięknym modrym Dunajem" i takie tam inne rzeczy sprawiają, że pobyt nad Dunajem, to taka nobilitacja.
Dunaj w naszej podróży towarzyszy nam od Bratysławy, nawet nieco wcześniej. Dzisiaj, po wycieczce nad przełom Dunaju, śledziliśmy na mapach bieg Dunaju. Przy tej okazji sporo dowiedzieliśmy się na temat rzeki. A to, że przepływa przez 10 europejskich krajów, z czego cztery z nich mają dostęp tylko do jednego brzegu. Ale za to dla większej ilości krajów jest rzeką graniczną - jak choćby na niewielkim odcinku między Niemcami a Austrią. Też nie wiedziałam, że Dunaj w Rumunii uchodzi do Morza Czarnego tworząc rozbudowaną deltę. Na własne oczy widzieliśmy, że na Dunaju uprawia się żeglugę rzeczną - po rzece płyną tam i z powrotem barki towarowe.
Na własne oczy widzieliśmy również przełom Dunaju, który znajduje się niopodal granicy z Niemami. Żeby przełom zobaczyć w pełnej krasie trzeba było wejść na sporych rozmiarów wzniesienie. Jak sporych rozmiarów jest wzniesienie zawsze okazuje się dopiero podczas schodzenia. Zapewniam, że to wzniesienie było strome i sporych rozmiarów, o czym świadczą utrzymujące się do samego wieczora galaretowate nogi wszystkich uczestników dzisiejszej wyprawy.
Jakiego zmęczenia, drżenia i jakiej niedyspozycji te nasze nogi nie nabawiłyby się - warto było. Zobaczyliśmy widok zapierający dech w piersiach. I w tym wypadku dech w piersiach zdecydowanie zaparł widok, nie zmęczenie. Aczkolwiek, co Sokolica w Pieninach i Przełom Dunajca, to Sokolica - ta sosna nad urwiskiem - niepowtarzalna. Natomisat Dunaj, jak już raz stwierdziłam, to nie Dunajec. Dunaj jest szeroki, ze trzy raze szerszy w miejscu przełomu niż nasz rodzimy Dunajec. Płynie spokojnie, leniwe, choć góry przecież wysokie. Właściwie, to nie wiadomo, w którą on stronę płynie. Trzeba było się dowiedzieć dokąd zmierza, wypoziomować swoje mózgi i teraz wiadomo, że dzisiaj przed południem pan płynący kajakiem, płynął pod prąd na Dunaju w Linzu.
Od Niemiec do Słowacji, poprzez Austrię, prowadzi ścieżka rowerowa wzdłuż Dunaju. Na zakolu, tym zakolu, na którym Dunaj zawraca o 180 stopni, w Schlogen jest port jachtowy. Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem siedząc na ławce w porcie, zastanawiał się nad zorganizowaniem w czasie kolejnego urlopu sływu Dunajem. Tak jakby zapomniał, że po raz pierwszy w życiu jesteśmy na prawdziwym urlopie. I tak jakby zapomniał, że przecież my wcale nie jesteśmy miłośnikami wody, jachtów, przechyłów i wiatrów wszelakich.
Dunaj, który widziałm nie jest modry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz