Intuicyjnie wiadomo, które książki są dobre. Te, które ujmują od pierwszego zdania z początku czytam zachłannie, by bliżej ich końca zwolnić tempo i rozkoszować się treścią. Każdym słowem, zdaniem, nową myślą. Nie lubię kiedy książki dobiegają końca. Chciałabym, by przyjemność jednej książki trwała. Choć książki można dobrać tak, by się uzupełniały. Od wielu miesięcy trwam w opisanym świecie, który rozszerza się. Tak jak kosmos się rozszerza. I nie jest to tylko sprawa naukowców, że tak twierdzą, a przede wszystkim filozofów.
Świat opisany w książkach, po które sięgam, rozszerza się zapewne i to nie ulega wątpliwości. Choć kiedy byłam we Wschodnich Karpatach już tam widziałam wpływ kultury Wschodu w budownictwie, kulturze, sztuce. Życie tak bardzo się przenika i rozszerza, że niezrozumiałe jest, jak bardzo człowiek uzurpuje sobie prawo do wpływu na historię świata, do tego, by wziąć świat we władanie. Teraz jestem na Wschodzie i boleję nad wpływem Zachodu w tej części świata. Do przenikania raczej w innych dziedzinach życia niż budownictwo, kultura, czy sztuka. I do uzurpacji we władzy.
Intuicyjnie wiadomo, którzy ludzie są dobrymi towarzyszami. Tych, którzy ujmują od pierwszego spojrzenia i wypowiedzianego słowa chciałoby się zawsze mieć obok. Sycić się nimi, nakarmić, jak treścią interesującej książki. Obcowanie z drugim człowiekiem rozszerza horyzonty. Pewnie tak samo jak rozszerza się kosmos. Każdy spotkany człowiek jest jak Wielki Wybuch, od którego zaczyna się liczyć czas wspólnej rozmowy, wędrówki, wspólnego działania. Żaden naukowiec nie obliczy jakim dobrem ludzie mogą obdzielać się wzajemnie. Filozof wymyśli jakąś piękną formułkę przepisywaną potem przez pokolenia do sztambuchów.
Ludzie nie powinni się kończyć jak kończą się książki. A jednak. Czasami ludzie bardziej niż książki przypominają gwiazdy, które gasną. I tu nie przydadzą się naukowcy i filozofowie. Zostaje pamięć wypełniona wspomnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz