Pracując podczas tegorocznych integracji z młodzieżą szkół ponadgimnazjalnych dokonałam przerażającego odkrycia.
Nauczona metodycznej pracy harcerskiej, lubię tworzyć program, na którym opieram zajęcia. W tym roku za kanwę zajęć integracyjnych wybrałam lekturę, która stała się moją ulubioną lekturą dopiero wtedy, kiedy do niej dojrzałam. Bardzo późno! Widać we właściwym czasie...
Integrując, poszukując płaszczyzn porozumienia dla młodych na już i na przyszłość, wartości itp. itd.chciałam przekonać młodych ludzi, że istnieją różne formy wypowiedzi i komunikacji międzyludzkiej, nie tylko mowa. Szukaliśmy wspólnie tych form i potem, wedle intuicyjnego rozpoznania i wyczucia grupy, wybierałam jedną z form wypowiedzi (komunikacji), czy to sztukę, czy to teatr itp. i już samodzielnie młodzi mieli rozkminić głębię wypowiedzi Małego Księcia i przełożyć ją na obraz lub dramę.
Muszę przyznać, że w większości przypadków byłam bardzo zadowolona z uzyskanych efektów. Ale ta większość przypadków niech się czytelnikowi nie skojarzy z większością zespołów pracujących nad słowami Małego Księcia. Bo chodzi mi o zgoła odwrotną sytuację. Otóż większość myśli i wypowiedzi Małego Księcia młodzi ludzie interpretowali i obrazowali, bądź przedstawiali, w sposób zadowalający. Zdarzały się rewelacyjne interpretacje. Tu duma rozpierała mnie i radość ciepłem gościła w sercu. Jestem wymagająca, to prawda. Wciąż walczę ze wszystkimi, że nie można godzić się na bylejakość dla świętego spokoju, czy innej idei przyświecającej przyzwoleniu na partactwo i robienie po łebkach.
Natomiast przekład myśli, którą zacytowałam na wstępie: "Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez", wielokrotnie rozsiał gęsią skórkę na moim ciele.
Opiszę ostatnią z prac, którą stworzył kilkuosobowy zespół młodych ludzi.
Jedną trzecią arkusza szarego papieru zajmowało więzienie okolone straszliwymi murami i drutami kolczastymi. W zasadzie widoczne były tylko mury, zasieki i druty kolczaste. Wszystko szare i bez wyrazu. A właściwie z wyrazem smutku i przygnębienia. Poza murami rozciągało się spokojne morze, po którym pływały żaglowce i statki wycieczkowe. Delfiny wyskakiwały ponad powierzchnię wody jak w oceanarium i pokazywały swoje sztuczki dla publiczności licznie przyglądającej im się z pokładu statku. Gdzieś na morzu tkwiła idylliczna wysepka z palmą pośrodku. Nad światem świeciło słońce (ale tylko w części poza murami więzienia). I samotnik płynął wpław morzem w kierunku jednego ze statków.
Obraz był pięknie namalowany.
Jednak sama nie byłam w stanie go zinterpretować.
Autorzy powiedzieli, że pokochanie drugiej osoby to utracenie wolności i wtedy świat, i życie stają się takie, jak za murami więzienia z ich obrazu!
I dlatego ten samotnik wyrwał się ze swojego więzienia, ryzykując śmiercią, miast tkwić w niewoli (miłości - mój dopisek).
Ci sami młodzi ludzie wśród swoich marzeń wymieniali założenie rodziny...
Znów mam gęsią skórkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz