To, że nie trafiłam jeszcze u Terzaniego na opis podróży do Mongolii nie znaczy, że czytając go nie można mieć bardziej niż bladego pojęcia o tym, jak wygląda życie w tym kraju, którego terytorium zdaje się być wykrojone z powierzchni Chin niczym kawałek ciasta wykrojony niewprawną ręką niecierpliwego zjadacza niewystudzonych placków. Na kartach swoich ostatnich powieści (pisanych w latach 90. XX w. i na początku XXI w.) ubolewa on bardzo nad zmianami jakie zachodzą w całej Azji, na ślepym naśladownictwie Zachodu i zatracaniu własnego bogactwa duchowego, kulturowego i wszelkich pozostałych bogactw różnych dziedzin życia.
Wczorajsze zdjęcia oraz poniższe, choć pochodzą z Mongolii, a nie z krajów opisywanych przez Terzaniego, w sposób szczegółowy obrazują, jak bardzo świat Zachodni jest nienaturalnym środowiskiem dla ludzi tego kontynentu. Autor, w którego życie wgłębiam się w odwrotnym kierunku, czyli od ostatniej książki do tych wcześniejszych, ubolewa nad globalizacją i "sprzedaniem" sposobu na życie ludom i narodom azjatyckim przez konsumpcyjne społeczeństwa zachodniego świata.
W książce "Powiedział mi wróżbita" zauważa ustami jednego z bohaterów, że: "Miasta na całym świecie niszczeją, gdyż nie służą już do mieszkania; zaludniają je ludzie tymczasowi, którzy przybyli tylko po to, aby zarobić pieniądze".
Zapewne nie rozmyślałam o tym, gdy robiłyśmy obiad wspólnie z Małą Dużą Córeczką, by nakarmić małe głodomory, ale robienie obiadów i wykonywanie innych czynności domowych sprzyja takim rozmyślaniom. Ugotowałam już tyle obiadów od czasu naszej podróży do Ułan Bator a w ostatnich miesiącach przeczytałam kilka książek T. Terzaniego, więc był czas wyciągnąć wnioski. Zapewne wszystko zaczęło się od "Mostu na Drinie" Ivo Andriča i jego genialnej historii zmieniających się ludzi na tle jednego miejsca na świecie oglądanego na przestrzeni wieków. Potem autentyczna podróż na Ukrainę w dawne Województwo Małopolskie Wschodnie, podróż po Galicji Martina Pollacka i wiele innych pozycji książkowych tego i innych autorów.
Jakaś niemiło łaskocząca świadomość, że każdego dnia mojego życia idzie nowe, niosąc nieodwracalne zmiany. Uczestnictwo w rozmowach urzędowych i społecznych nad chęcią zmiany przez samych mieszkańców skrawka świata z tego spokojnego, cichego, schowanego w górach, w Mekkę pielgrzymów-turystów robiących gwar, hałas, mających więcej żądań w ciągu dnia niż jeden człowiek może mieć potrzeb przez całe życie.
Czasami mam wrażenie, że brak mi tchu, że tonę w tym świecie. Albo, że z niewiadomej przyczyny znalazłam się bez pamięci i umiejętności powrotu i przypomnienia sobie wszystkiego w obcym miejscu z dala od domu. Mam tylko odczucie straszliwego zagubienia i niemożliwą do zniesienia chęć powrotu. Wołam, błagam, niemal krzyczę: zabierz mnie stąd! Tylko nie wiem kto jest adresatem tych próśb. Pragnę, bym mogła położyć się na dywanie jak Mniejszy Brat i z krzykiem wypłakać mój lęk i ból z powodu tego wielkiego zagubienia. Dokładnie tak samo, jak robi to maluch, kiedy czuje się bezsilny wobec spotykającego go losu w swoim niespełna trzyletnim życiu.
Ułan Bator (zrzut ekranu) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz