Wieczorem dotknęłam gładkiego papieru zadrukowanego bólem i cierpieniem Igi oraz jej bliskich. Prócz słów rozlanych w ocean nieszczęścia, litery i całe zdania układają się w wielkie świadectwo wiary i nadziei. To dzięki temu świadectwu Igi i Doroty moje serce na oścież otworzyło się na głos Pana.
Pracowałam nad książką przez wiele miesięcy ubiegłego roku. Nadałam jej ostateczny kształt, by uzupełnić zapiski Igi, które we mnie wzbudziły głód i nienasycenie. Uświadomiłam sobie, że przegapiłam wielką szansę, by spotkać się z Igą tutaj, na ziemi. Nie nazwałabym tego uczucia żalem, a właśnie utraconą szansą. Widać tak być musiało i nie ma czego roztrząsać.
Za to dane mi było doświadczyć czegoś znacznie większego, transcendentnego. Poznałam Igę i zaprzyjaźniłam się z nią w momencie kiedy Dom Ojca stanął już dla niej otworem i wskazano jej własną komnatę do zamieszkania na wieczność. Iga znajduje się już w niewyobrażalnym świecie po jasnej stronie Światła. I jakoś nie umiem myśleć o niej, że "była", podobnie, jak to jest w przypadku wszystkich moich bliskich, których przyjęło Niebo. Obecność Igi jest bardziej namacalna, niż innych ludzi, którzy są obok i rzekomo "żyją". Tacy ludzie jak Iga nigdy nie odchodzą tak do końca. Wszystkie ludzkie sprawy są wypełnione nimi po brzegi. Czasem zrywają tamy ziemskiej bezradności, by wlać nadzieję w skostniałe serca bezwolnych ludzi.
W tym celu Iga zostawiła swoje dzienniki.
Tylko ja wciąż nie rozumiem dlaczego to ja zostałam wybrana, by powiedzieć światu o Idze. O jej życiu pełnym Życia.
Dotknął mnie Pan.
To nawet nie jest radość. To jest niewysłowiony ból spowodowany ułomnością ludzkiego, mojego języka, by wyrazić podziękowanie. Bo ja nie umiem tak mówić. Bo ja nie umiem tak dziękować.
Iga, zmagająca się ze śmiertelną chorobą, ujęła to, co najważniejsze, najlepiej:
"TAK MYŚLĘ, ŻE ŻYCIE TO CUD. DZIĘKI PANIE ZA ŻYCIA CUD."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz