MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 grudnia 2013

Strzyżenie stawu

Mój staw kolanowy został ostrzyżony niczym owca na hali. Bo jak owcze futro wyglądały na monitorze postrzępione powierzchnie chrząstki stawowej.
Byłam piąta w kolejce na zabieg wczorajszego dnia. Ostatnia. Dwa pierwsze zabiegi to miały być kobyły. Dlatego też, by nie denerwować się, założyłam sobie, że najwcześniej pójdę o 16. na blok. Wyznacznikiem miało być podanie tabletki na ok. godzinę, pół godziny przed operacją. Ponadto współtowarzyszka z sali miała iść przede mną. Pilnie nasłuchiwałam, czy wręcz podsłuchiwałam każdego telefonu, który dzwonił w dyżurce pielęgniarek. Około 16. na blok pojechała moja sąsiadka. Zaś ponad godzinę później telefonowano, że można zacząć szykować mnie. Szykować, znaczy podać tę tabletkę (zwaną "głupim Jasiem"), no i mnie na moje własne życzenie cewnikowano jeszcze, z czym był niemały kłopot. Na własne życzenie wybierało się rodzaj znieczulenia, przy podpajęczynówkowym można było jeszcze poprosić o "ululanie" by nie mieć świadomości, co tam robią na tym stole. Ponieważ operację żylaków przeżywałam świadomie, postanowiłam i podczas tej na kolano wiedzieć, co się wokół mnie dzieje. Kiedy już miałam nogi "nieczułe" zatelefonowano po doktora, bo lekarz operator wchodzi na salę ostatni. Moja sytuacja była niezwykle komfortowa, bo byłam całkowicie ubrana w szpitalny jednorazowy uniform od góry i we własne majtki i krótkie spodenki od dołu. Stół ze mną zajmującą całą jego powierzchnię odbijał się w lustrzanym suficie, po lewej stronie miałam monitor a na nim wyświetlał się przebieg zabiegu, znaczy wnętrze mojego kolana. Stąd wiem, że wyglądało to jak strzyżenie owiec na hali. Przecież niejednokrotnie widziałam jak strzyże się owce.
Już podczas zabiegu doktor powiedział, że stan kolana od środka nie przedstawia się tak tragicznie jak to wyglądało na zdjęciach, przy czym opis rezonansu robił sobie doktor sam, a potem potwierdził go lekarz, zupełnie niezwiązany z doktorem, opisujący badanie w pracowni MRI.
Dobrą stroną późnej godziny zabiegu jest to, że odpada doba zerowa - od razu jest noc i... o 10.00 w dniu następnym wypis do domu. To, co bolało było raczej następstwem tkwiącego w stawie drenu, który odprowadzał do butelki krew i zbierający się po zabiegu płyn. Usuwanie drenu również nie należy do przyjemności i były to chyba dwa najmniej przyjemne aspekty tej operacji (przeszłam w życiu niejeden atak kamicy nerkowej i kolki wątrobowej, znam więc gradację bólu). Zostałam uprzedzona, że w domu mogą mi się zrobić krwiaki i to jest również bolesne, ale nie ma przymusu dla krwiaków, by się robiły. Zwłaszcza, że ja, podobnie jak po operacji na żylaki i tak w pakiecie wybrałam wymioty nocą, jako skutek znieczulenia a może przyjmowania leków przeciwbólowych, albo antybiotyku? No i miałam też jeszcze dodatkowy pakiecik, ale czy to wypada tak o tym pisać? Chociaż i tak dzisiaj z rana już cały oddział wiedział o tym moim dodatkowym pakieciku, który jest co prawda od kilkunastu miesięcy wielką uciążliwością, ale kres jego jest bliski, a dni są policzone.
Podczas zmiany opatrunku dowiedziałam się, że mogę stawać na operowanym kolanie, co znaczy również, że nie muszę używać kuli. Otrzymałam więc te 6 tygodni, o które tak bardzo się martwiłam, że mnie unieruchomią w domu. Łąkotka była w porządku, żadnego z więzadeł nie trzeba było zszywać, żadnej śruby wstawiać, ani nogi szpotawić. Z czterostopniowej skali zwyrodnienia stawu, moje ma poziom trzeci, ale mogło być przecież znacznie gorzej ;). Kolano zostało ostrzyżone jak owca na hali, Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem przywiózł mnie do domu i już tylko zastrzyki przeciwzakrzepowe, zmiana opatrunków, rehabilitacja, no i na najbliższe dni ten dodatkowy pakiecik, którego kres jest bliski a dni są policzone. No, za dwa tygodnie wyciągnięcie szwów po artroskopii, kontrola u mojego doktora i na jakiś czas po zmartwieniu. Na jakiś czas. Bo przecież został tylko jeden stopień do całkowitego zwyrodnienia. No i jeszcze drugie zwyrodniałe kolano...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz