Jakże się cieszę, że to ja będę operowana, a nie ktoś z moich najbliższych, bo lęk o bliskich jest paraliżujący. Lęku o siebie nie odnotowuję. Mogę co najwyżej bać się bólu, ale w tym przypadku żadne receptory strachu się nie uruchomiły. Licząc czas pomiędzy operacją jednej nogi a drugiej, nie uwzględniłam niespodzianek. Więc 5 tygodni po i trzy tygodnie przed, wyskoczył dodatkowy zabieg, całkiem jak królik z kapelusza. Gdzieś blisko pod skórą czai się jednak jakiś lęk - że nie wyzbieram się do piątku i nie pojadę do Lwowa z wycieczką, którą organizuję. Zaraz po Lwowie MELDUJĘ NIEPODLEGŁOŚĆ - gra miejska dla hufca harcerzy. I lękam się, że mnie to wszystko ominie. A może po cichu liczę na to, że jednak nie będę w stanie pojechać do Lwowa? Przecież ból kolana jest już tak przykry, a wycieczka to wielogodzinna jazda autobusem, dwa dni zwiedzania, znów wiele godzin w podróży... i chyba lęk przed tymi trudami plasuje się jako lider wszystkich innych.
A jutrzejsza operacja nie jest jedyną z tej serii, którą wyczarował groteskowy prestidigitator. Jednak wspaniałe jest to, że to ja, a nie ktoś z moich najbliższych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz