MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 września 2013

Tak, jak on

Pewnie jak zwykle, bardzo chciał, ale nie mógł ukryć troski. Nie tym razem. Przychodził do mnie tak często, że szybko nauczyłam się rozróżniać jego kroki spośród wszystkich innych na oddziale. Stukot jego drewniaków po oddziałowej posadzce stał się miłą muzyką podczas wielu godzin spędzonych w sennym, ale i bolesnym przebywaniu na sali pooperacyjnej. Miał dyżur, więc był w dzień i w nocy i potem jeszcze długo po dyżurze. Narzekał i wciąż utyskiwał, że jestem trudną pacjentką, że najgorzej to ze znajomymi, ale tak naprawdę jego oczy mówiły co innego. Był szorstki, gdy omawiał kwestie medyczne i niedelikatny kiedy dotykał ran pooperacyjnych. Gdy mnie stawiał na nogi wydawał oschłe polecenia: wyprostuj się, zegnij tę nogę w kolanie... Jak ty idziesz? - dziwił się.
W gruncie rzeczy ma delikatne dłonie. Z zadziwieniem patrzyłam, jak sprawnie zwijał bandaże i miałam całkiem dziwne skojarzenia. Potem przypomniałam sobie, że chirurdzy ponoć ćwiczą zręczność dłoni i palców właśnie zwijając bandaże. Chyba po raz pierwszy w życiu uznałam jego głos za kojący. Zwykle myślałam, że jest wyważony, pedantycznie zrównoważony... a on jest po prostu kojący. Dolatywał do mnie z każdego zakątka oddziału - przynajmniej takie miałam wrażenie. Kiedy się leży wyciszonym środkami farmakologicznymi mózg uruchamia zupełnie inne funkcje niż podczas normalnej pracy, podczas pełnej świadomości.
Nie miałam innego wyjścia, musiałam pokonać barierę wstydu. Ta bariera tkwiła we mnie, przecież dla niego to codzienność - oglądać pacjentów na stole operacyjnym. Wyrysował na mojej nodze jakiegoś pająka, trasę jak do gry w kolarzy kapslami, porobił kreski itp.; nie widziałam wszystkiego dokładnie. Potem miałam wrażenie, że w miejscu, gdzie był narysowany ten pająk, ktoś wpuścił w moją łydkę haczykowatą sondę wielopalczastą i zaciskając, kręci nią w prawo i lewo. Zabandażowana stopa była jak w imadle, które stopniowo ktoś również zaciskał, aż w końcu ból przechodził w ucisk wielotonowego bloku betonowego. Nie wierzył. Mówił: zdecyduj się, ściska, czy boli, bo jak ściska, to ma ściskać, po to właśnie jest. Ostatnio rehabilitant spostrzegł, że jestem wytrzymała na ból, bo zrobiłam tylko grymas, podczas gdy powinnam wierzgać nogą i krzyczeć, ale przecież nie mogłam mu tego tłumaczyć, bo właściwie to chciałam, by sobie poszedł, bo zaczynałam wymiotować. - Musiałaś podpaść anestezjologom i dali ci jakieś wredne znieczulenie, skoro tak wymiotujesz - skwitował chcąc rozładować sytuację.
Bardziej niż do późnej nocy przychodził. Pewnie ze swej strony był mocniej przejęty niż ja, ale nie omieszkał szorstkim głosem skomentować, że trzęsłam się nie z zimna, tylko z nerwów, bo byłam spięta do granic możliwości. Pewnie byłam. Z wielu powodów. Musiałam pokonać wiele barier, z których zdecydowanie najtrudniejsze było wszelkie obnażenie: z odzienia i ze słabości.
No, w końcu żaden z przyjaciół nie zaglądał do mojego wnętrza tak, jak on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz